Scenariusz: Aneta Kopacz, Tomasz Średniawa
Produkcja: Polska
Gatunek: Dokumentalny, Krótkometrażowy
Czas trwania: 44 minuty
Obsada:
Joanna Sałyga: ona sama
Piotr Sałyga: on sam
Jan Wenda: on sam
Co prawda Dzień Kobiet ma się już
ku końcowi, to jednak mam dla Was zupełnie niezwykłą propozycję. Jest nią
dzieło Anety Kopacz „Joanna” – dokument, który otrzymał w tym roku nominację do
Oscara. Myślę, że bez względu na dzień czy porę warto na własne oczy zobaczyć,
co reżyserka ma nam do przekazania. Jej dzieło skromne w środkach, pozostawia
po sobie wiele.
W obrazie mamy do czynienia z zaledwie trzema osobami. Rodzina mieszka na uboczu, tak jakby sama zmagała się z własną wewnętrzną tragedią. Jest nią choroba Joanny, która ma pełną świadomość swojego stanu. Jej największym marzeniem jest pobyć jak najdłużej u boku swojego kochającego męża oraz malutkiego jeszcze synka. Każdy dzień to walka, ale nie o takie wartości, jakie znaną nas są już ze sztampowego obrazu.
Film Anety Kopacz jest
niepowtarzalny. Reżyserka ukazuje nam problem, który może dotyczyć każdego.
Tytułowa bohaterka w młodym wieku otrzymała już wyrok na swoją osobę. Jeszcze
tyle przygód i doświadczeń do zebrania, a tu choroba odbiera brutalnie niemal
wszystko. A co najważniejsze, odbiera życie. Już nie raz miałam do czynienia z
filmami, które poruszały tematykę choroby i śmierci. Jednak dzieła te bardzo
łatwo odróżnić od „Joanny”. Obraz Anety Kopacz skupia się przede wszystkim na
prostym przedstawieniu świata, który opuszcza wartościowa osoba. Joanna nie
walczy nadmiernie z chorobą, walczy o to, aby pozostać jak najdłużej ze swoją
rodziną. Nie widzimy jak dokładnie przebiega rak, bo przecież nie o to tu
chodzi. Możemy za to obserwować jak główna bohaterka za wszelką cenę stara się
pozostawić po sobie wszystko to, co najlepsze. W dodatku nie udaje silniejszej
niż jest. Po prostu cieszy się z każdej chwili spędzonej w towarzystwie swojej
rodziny.
Na niezwykłą siłę obrazu składają się jego spokojnie wyważone kadry, a także harmonia płynąca z poszczególnych scen. Kamera chwyta piękne widoki, które podziwiamy wraz z bohaterką. Mamy szansę docenić każdy szum wody czy powiew wiatru, bo to stanowi o pięknie obrazu. Z tego wynika, że dopiero po pewnym czasie dociera do nas o czym tak naprawdę jest ten film. A rzeczywistość w jaką się przenosimy wcale nie należy do łatwych i tak pięknych. Równie ciekawe jest podejście matki do swojego synka, która poprzez pytania stara się skłonić go do przemyśleń i rozwiązywania problemów. Dzieło proste w formie niesie ze sobą wiele bogatych treści.
I w tym momencie dochodzimy do
punktu, który wydaje się być najistotniejszy. W dokumencie Anety Kopacz
tytułową Joannę zagrała Joanna Sałyga, której ta historia dotyczy. Kobieta
prowadziła bloga, aby jej synek mógł w późniejszym wieku lepiej ją poznać. Ogromne
wrażenie wywarło na mnie przede wszystkim zakończenie. Mimo wszystko produkcja
nie należy do tych depresyjnych, gdyż ekran skutecznie rozświetla synek
bohaterki. Jego ciekawości świata i uśmiechu na twarzy po prostu nie da się nie
lubić.
I tak oto powstał tekst, którego
przeczytanie zajęło Wam kilka minut. „Joanna” trwa 44 minuty. Tyle, co odcinek
jakiegoś serialu. Myślę, że z pewnością uda się Wam znaleźć czas na zapoznanie
się z dziełem Anety Kopacz, gdyż zdecydowanie warto. Kiedy dostrzeżemy, że
ciężka choroba wcale nie zwalnia nas z poczucia troski względem rodziny, a
odchodząc, możemy pozostawić po sobie ważną cząstkę siebie, wtedy świat od razu
staje się barwniejszy i pełen życia. Bo życie mamy tylko jedno.
Ja chyba jednak tego nie obejrze...boję się swojej reakcji.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze przymierzam się do przeczytania książki "Chustka"...
OdpowiedzUsuńFilm będę oglądać dzisiaj. Czytałam bloga, czytałam książkę. Wszystkie dają czytelnikowi dużo do przemyśleń,. Ja w każdym razie czerpałam z najmniejszego chociażby tekstu ogromnie dużo. Cudowna kobieta, cudowny syn, cudowny mąż. W ogóle fantastyczna rodzina. Umieranie jest częścią życia..........
OdpowiedzUsuńOla