Scenariusz: Nick Hornby
Produkcja: Irlandia, Kanada, Wielka Brytania
Gatunek: Melodramat
Czas trwania: 105 minut
Obsada:
Saoirse Ronan: Ellis Lacey
Domhnall Gleeson: Jim Farrell
Emory Cohen: Tony
Melodramat to gatunek dosyć
ciekawy. Bardzo łatwo tutaj stworzyć ckliwą wydmuszkę, która zamiast delikatnie
wzruszać widza i przenosić go w nietypową historię, będzie w swoim wykonaniu po
prostu nie do przyjęcia. Pod tym względem mam właśnie do melodramatów spore
wymagania, aby film nie okazał się stereotypowy w swojej formie i
wykonaniu. W poszukiwaniu nowości, a jednocześnie nadrabiając Oscarowe
nominacje mój wybór padł na „Brooklyn” w reżyserii Johna Crowleya.
Akcja filmu rozgrywa się w latach
50. XX wieku. Ellis Lacey mieszka wraz z rodziną i przyjaciółmi w niewielkim irlandzkim
miasteczku, które niestety nie jest w stanie zapewnić jej dobrze płatnej i
rozwijającej pracy. Zdając sobie z tego sprawę, siostra Ellis wysyła ją przy
pomocy kościoła do Ameryki, gdzie dziewczyna będzie mogła zacząć rozwijać swoje
ambicje. Zagubiona Ellis w początkowych tygodniach swojego pobytu za oceanem
mocno tęskni za domem i nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Kiedy
pewnego dnia poznaje swoją pierwszą miłość, coraz lepiej zaczyna sprawować się
w swoich obowiązkach. Jednak Ellis nie jest świadoma, że niedługo będzie
musiała dokonać dramatycznego wyboru.
„Brooklyn” zaskakuje swoją
niesztampową formą, która po prostu mnie urzekła. Problem opuszczania własnej
ojczyzny omawiałam dokładniej przy okazji „Imigrantów”, jednak John Crowley
ukazuje to zjawisko z nieco innej perspektywy. W jego filmie młoda dziewczyna
rzucona jest samotnie w dzielnicę Nowego Jorku oraz od początku ma zapewnioną
pracę i pomoc. To, jak odnajdzie się w swoim nowym życiu, będzie zależeć tylko
od niej. Widać dokładnie niepewność, niedojrzałość i wreszcie odmienność
kulturową Ellis, która wychowała się przecież w małym miasteczku i dopiero musi
nauczyć się funkcjonowania prawdziwej metropolii, jaką jest Nowy Jork. Tutaj
brawa należą się znakomitej Saoirse Ronan, która właśnie tę zmianę swojej
bohaterki ukazała bardzo dobrze i wyraźnie.
Pod względem fabuły produkcja moim
zdaniem wyróżnia się na tle gatunku. Ciekawie przedstawiona zmiana środowiska
wyznacza w młodej dziewczynie równocześnie konieczność zmiany własnej siebie.
Dla niedoświadczonej Ellis będzie to oznaczać przyspieszone dorastanie i
usamodzielnienie się. Dopiero tutaj dziewczyna może uwolnić się od ścisłej
wspólnoty, jaka towarzyszyła jej przez większość życia. Różnica pomiędzy ciekawskimi
i wszystkowiedzącymi sąsiadami a zajętymi własnymi sprawami ludźmi - jest
ogromna. Znacząco na klimat i odbiór produkcji wpływa umiejscowienie akcji w
magicznych latach 50. Uwagę zwracają dobrze dobrane kostiumy, których różnorodność jednocześnie wyznacza kolejne etapy w życiu Ellis.
Film opowiada przede wszystkim o
emocjonalnym podejściu do życia, miłości i rodziny, a przy tym nie sprawia
wrażenia wyolbrzymionego w tym aspekcie. Widz poprzez dogłębne poznanie
psychiki głównej bohaterki, sam może utożsamić się z jej niełatwymi wyborami i
podejmowanymi ścieżkami. Kolejne sceny płynnie przechodzą w siebie, a to za
sprawą melodycznej ścieżki dźwiękowej i dobrych zdjęć. Saoirse Ronan bardzo
dobrze wykreowała swoją bohaterkę, za co została nominowana do tegorocznych Oscarów
w kategorii aktorki pierwszoplanowej. Sam „Brooklyn” otrzymał również nominację
jako najlepszy film i choć konkurencję ma zbyt silną, to poziomem swojego
wykonania z pewnością dorównuje pozostałym kandydatom.
Moja ocena: 8/10
Uwielbiam melodramaty, szczególnie te z idealnie dobraną ścieżką dźwiękową i klimatycznymi ujęciami. Sądzę, że ten mógłby mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuń