Scenariusz: Karolina Szablewska, Marcin Baczyński
Produkcja: Polska
Gatunek: Komedia romantyczna
Czas trwania: 116 minut
Obsada:
Maciej Stuhr: Mikołaj Konieczny
Roma Gąsiorowska: Doris
Tomasz Karolak: Melchior "Mel Gibson"
Agnieszka Dygant: Karina Lisiecka
Piotr Adamczyk: Szczepan Lisiecki
Kto nie zna tego słynnego,
polskiego filmu świątecznego? Głośno było w mediach jeszcze nie tak dawno o
jego sukcesie. Obsada robi wrażenie, tym bardziej, że się całkowicie
sprawdza. Świąteczny klimat już
nadszedł, więc propozycja udanej polskiej komedii reżysera trafiła przynajmniej
w mój gust. A w czym jeszcze daleko polskim produkcjom do zagranicznych?


Niestety obraz zapowiadającej się
początkowo wyśmienitej komedii z czasem się psuje, tworząc typową opowieść o
wyolbrzymionych uczuciach. Im bliżej końca tym mniej śmiechu, a więcej…
wzruszenia? Nie. Więcej znudzenia, bo wszyscy wiemy długo przed pojawieniem się
napisów końcowych jak skończy się film. Dzięki szczęśliwemu zakończeniu (bo
jakie mogłoby być inne?) produkcja utwierdza w jakże mocnym przekonaniu, że
święta to cudowny czas.
Film ukazuje jeszcze coś. Postęp
polskiego kina w stosunku do miernych i kiepskich komedii polskich ostatnich
lat. Wreszcie widać skok do przodu. Ta zapowiedź żartów, które śmieszą same z
siebie, a nie z przekleństw czy głupoty, to naprawdę przyjemna perspektywa.
Oglądając „Listy do M.” muszę przyznać, że film jest na dość wysokim poziomie,
będąc polskim odpowiednikiem „To właśnie miłość”. To już duży komplement, bo
amerykańska produkcja jest jedną z moich ulubionych o świętach. Pozostając przy
dobrych stronach „Listów do M.” szczerze polecam je właśnie na teraz, czas
przedświąteczny, a może produkcja Mitja Okorna natchnie Was do jakiegoś wspaniałego
czynu lub spełnienia marzenia? Mimo wszystko mam nadzieję, że nie będzie to
konieczność przygarnięcia dziewczynki, która uciekła z domu dziecka czy też pogoń za ukradzionym telefonem komórkowym.
Moja ocena: 7/10
----------------------------------------------------------------------------------------------------
I jeszcze parę słów ode mnie.
Czuję wewnętrzną potrzebę wyjaśnienia mojej nieobecności na blogu przez te
ponad 3 tygodnie. Przeszłam teraz przez naprawdę ciężki czas w moim życiu,
pełny strachu, zwątpienia, bólu i cierpienia. Szpital i operacja to słowa
kluczowe. Ale właśnie dzięki tym kilku tygodniom zyskałam tak wiele! Życie
udowodniło mi, że otaczają mnie prawdziwi przyjaciele, a przyjaźń i miłość,
którą zostałam obdarzona, wspiera we wszystkim. Zdobyłam nowe doświadczenia,
lepiej poznałam siebie i swoją wytrzymałość. A także zawarłam znajomości z
osobami, których nie miałabym szans poznać w życiu codziennym. „Listy do M.” to
film obejrzany w „tamtym miejscu”, który będzie mi już na zawsze przypominał,
że nawet najgorsza z pozoru decyzja niesie ze sobą wiele dobrego.
Nie przepadam za polskimi filmami tego typu, ale w zasadzie o tej produkcji słyszałam sporo dobrych słów. Może, kto wie.
OdpowiedzUsuńA przy okazji zapraszam na konkurs do mnie :)
Chociaż czasem trochę zbyt patetycznie... czasem nieudanie ściągniecie z "Love actually", to i tak jak na polskim film jest naprawdę niezły. Miły film na święta, no ale to zawsze jakaś alternatywa dla tego, co oglądamy co roku...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
W.
PS Szybkiego powrotu do zdrowia i spokojnych Świąt :)
Dodaję do obserwowanych! :) U mnie też o świątecznym filmie... właśnie o "Love actually"
Dziękuję. :) z chęcią zaglądnę! :)
UsuńTen film cierpi, cierpi z powodu sezonowego zagnieżdżenia i z powodu złej famy polskich komedii jako takich. To mała perełka, która tonie w bagnie i również bardzo bym chciał, aby ktoś ten film wyciągał, pokazywał jako przykład i aby powstawało więcej takiego kina.
OdpowiedzUsuńŻebyśmy się dobrze zrozumieli - nie uważam tego za arcydzieło ani nawet za jakąś ogromną rewelację, ale na pewno jest do dobry film. I jest polski i można powiedzieć, że jest komedią romantyczną.
Nie przekonał mnie o ością w gardle wciąż stoi wątek z Malajkatem w roli głównej.
"Sezonowe zagnieżdżenie" wynika z akcji filmu. Zmiana czasu w fabule mogłaby się równać zmianie jakości na gorszą.
UsuńDzięki za świetną recenzję „Listów do M.”! To jeden z tych filmów, które idealnie wpisują się w klimat świąteczny i potrafią wzbudzić ciepłe uczucia nawet w najbardziej szary dzień. Cieszę się, że zwróciłaś uwagę na to, jak różnorodne wątki i postacie są połączone w tej opowieści. To naprawdę udane połączenie komedii, romansu i dramatu, które sprawia, że film jest przyjemny i emocjonalnie angażujący.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że film pokazuje, jak w świątecznym okresie ludzie mogą się zjednoczyć i znaleźć miłość oraz zrozumienie w najmniej spodziewanych miejscach. Postacie są dobrze napisane i świetnie zagrane – każda z nich wnosi coś unikalnego do fabuły, co sprawia, że film jest bogaty w emocje i wątki. Szczególnie cieszy mnie, jak film balansuje między humorem a bardziej wzruszającymi momentami.