wtorek, 4 listopada 2014

Mama (Mommy, 2014)

Reżyseria: Xavier Dolan
Scenariusz: Xavier Dolan
Produkcja: Kanada
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 140 minut

Obsada:
Anne Dorval: Diane "Die" Depres
Antoine-Olivier Pilon: Steve
Suzanne Clement: Kyla



Xavier Dolan to dosyć specyficzny twórca. Młody Kanadyjczyk ma na swoim koncie zaledwie kilka produkcji, a jednak każda z nich w niesamowity porusza i zachwyca. Dotychczas najbardziej sobie cenię „Na zawsze Laurence”, które po prostu wbiło mnie w fotel. Ubiegłoroczny „Tom” również był swoistym wydarzeniem w kinie, gdyż nie wiadomo było w jakim kierunku podąży Dolan. Teraz sprawa wydaje się już być bardziej przewidywalna, gdyż reżyser wybrał ścieżkę kontrowersyjną i trudną. Tematyka LGBT towarzysząca jego produkcjom powoduje wykształcenie się dokładnego stylu Dolana, jednak równie łatwo może skończyć się to zwykłym zaszufladkowaniem i rutyną.


Samotna Diane wychowuje swojego syna, cierpiącego na ADHD. Kobieta stara się połączyć swoją pracę z nieustannym uspokajaniem Steve’a, który bardzo łatwo wpada w złość i staje się agresywny. Ich zaognione relacje sięgają szczytu, jednak w pobliżu pojawia się tajemnicza sąsiadka. Kyla jest odwrotnością wybuchowego charakteru chłopca – jąka się i jest zamknięta w sobie. Mimo to między tą trójką wykształca się specyficzna więź i choć dobrze się dogadują, ulotna nadzieja na lepsze jutro wkrótce pęknie jak bańka mydlana.


Kto zna filmografię Xaviera Dolana doskonale orientuje się w jego artystyczno-poetyckich upodobaniach do barwnych wizualnie scen. Seans tego reżysera, producenta i scenarzysty w jednym pozwala na pobudzenie zmysłów, które odbierają wspaniałe obrazy zaserwowane nam przez młodego Kanadyjczyka. Jak dla mnie Na zawsze Laurence stanowi najbogatsze dzieło pod względem takich fragmentów. Przykładowo Tom został zrealizowany w zupełnie innej formie, gdzie dominuje ciemność i brzydota. Taka różnorodność w ostatecznym kształcie produkcji wzbudza ciekawość widza dla kolejnego dzieła twórcy. W przypadku „Mommy” Dolan ponownie wraca do swoich kolorowych ujęć, spowolnień i rozmyć, które są przecież tak charakterystyczne dla jego pracy. Technicznie świetne ujęcia sprawiają, że widz przenosi się na zupełnie inny poziom odbierania filmu.


Dolan ponownie porusza temat relacji na linii matka-syn, z pozoru niebezpiecznie podobnie jak w Tomie. Jednak ten sam problem ukazany został z całkowicie innej perspektywy. Z obrazu aż wylewają się emocje bohaterów, które aż chce się przeżywać. Jest to jedna z podstawowych zalet filmu – fabuła niesamowicie wciąga, a uczucia postaci w niektórych momentach stają się niezwykle realistyczne. Dynamikę obrazu tworzy przede wszystkim choroba Steve’a i jego niekontrolowane wybuchy. Można to również odebrać jako niewielką wadę produkcji, gdyż gdyby zmienić rodzaj choroby chłopca okazałoby się, że brakuje jakiegokolwiek napięcia w dziele.

Reżyser stara się z pewnością uniknąć schematycznej pracy, jednak wiele aspektów przemawia za przyszłym zaszufladkowaniem go. W „Mommy” obserwujemy znane nam już z poprzednich produkcji Dolana Anne Dorval i Suzanne Clement. Obie bardzo dobrze sprawdzają się w swoich rolach, jednak największą niespodziankę sprawia debiut Antoine-Oliviera Pilonego, wcielającego się w rolę Steve’a. Aktor znakomicie oddaje sens swojej postaci, a jego emocje na ekranie naprawdę robią wrażenie. W najnowszej produkcji Dolana obserwujemy wiele użytych już wcześniej przez reżysera rozwiązań, które pomimo swojej niezwykłości, na tym etapie tracą na wartości. Nie krytykuję jego ostatniej pracy, bo „Mommy” przemawia do mnie dużo bardziej niż Tom. Jednak mała przerwa od tematyki LGBT i zastosowanie artystycznego zmysłu w nieco innej dziedzinie, przy takim talencie, jakim dysponuje młody reżyser, z pewnością wyszłoby na dobre. Ponadto wniosłoby trochę świeżości w jego produkcje i pozwoliło na szersze określenie jego umiejętności.

Moja ocena: 8+/10

1 komentarz:

  1. Mnie na razie jakoś ten boom na Dolana omija. Może to i wstyd, może nie, ale nie oglądałem dotąd żadnego jego filmu. Tę "Mamę" dotychczas najgłośniejszą, chyba trzeba będzie wreszcie prędzej czy później zobaczyć z czystej przyzwoitości, ale mimo wszystko poczekam aż wszech obecne ochy i achy opadną :)

    OdpowiedzUsuń