Scenariusz: Andrzej Mularczyk
Produkcja: Polska
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 98 minut
Obsada:
Bogusław Linda: Władysław Strzemiński
Zofia Wichłacz: Hania
Bronisława Zamachowska: Nika Strzemińska
Sztuka i
polityka to niezbyt dobre połączenie, o czym ostatecznie uzmysławia
nam najnowszy i zarazem ostatni film Andrzeja Wajdy. Ciężko
powiedzieć, czy reżyser "Powidokami" chciał faktycznie
zakończyć swoją karierę, gdyż podczas spotkania na żywo z tym
wybitną twórcą, dało się wyczuć w jego głosie jeszcze wiele
pomysłów, czekających w kolejce na swoją realizację. Faktem
jest, że przez śmierć reżysera, jego film nabrał dodatkowego
znaczenia i nostalgii, którą mniej lub bardziej świadomie da się
odczuć podczas seansu.
Władysław
Strzemiński to jeden z najwybitniejszych malarzy polskich XX wieku,
a którego dzieła przyczyniły się do rozwoju awangardy w kraju.
Artyście przyszło tworzyć także w czasach PRL-u, kiedy to
komunistyczna władza zupełnie inaczej pojmowała zadanie sztuki.
Strzemiński pozostaje pod presją i kontrolą ubeków, a także
zabrania się mu wykładać na uniwersytecie w Łodzi. Jest to dopiero
wstęp do trudności, jakich doświadczy malarz w swoim życiu. Od
złej opinii, poprzez zwolnienie z pracy, aż po uniemożliwienie
nawet zakupu farb – ówczesna władza skutecznie naciska obywatela,
którego próbuje sobie podporządkować. Czy wobec nędzy i
zapomnienia Strzemiński wyrzeknie się swojej sztuki?
Powidok to
zjawisko optyczne, polegające na tymczasowym pozostaniu przed oczami
kształtu, na którym przed chwilą zatrzymało się wzrok, jednak o
nieco innej barwie niż oryginał. Rzadko kiedy tytuł tak dobrze
odpowiada treści filmu. W tym jednym słowie mieści się nie tylko
fachowe pojęcie na pograniczu malarstwa i optyki, ale również
metafora, określająca pamięć po twórczości artysty, zmieniana
przez bieg czasu. Ta różnorodność interpretacji jest właśnie
sposobem na wyrażenie sztuki, który jednocześnie kieruje jej
rozwój. Z tego też powodu uważam, że "Powidoki", mimo
swoich niedoskonałości, dobrze sprawdzają się jako ostatnie
dzieło Andrzeja Wajdy. Po jego śmierci to właśnie pamięć o
filmach reżysera, jak i o jego własnej osobie wydaje się
najważniejsza. Już nie data następnej premiery. Tak samo
wzbudzenie u widza emocji oraz skłonienie do refleksji można nazwać
swoistym powidokiem tego obrazu.
Umiejscowiona
w czasach PRL akcja filmu, ukazuje znakomicie dostosowaną do tego
czasu Łódź, a znaczną rolę odgrywają tutaj zdjęcia Pawła
Edelmana. Antykomunistyczny wydźwięk produkcji daje się wyczuć od
razu. Przedstawione postaci ubeków są jednak jednowymiarowe, a
poszczególni bohaterowie pozbawieni wyrazu. Na tym dość jednolitym
tle wyróżnia się postać Władysława Strzemińskiego, w którego
znakomicie wcielił się Bogusław Linda. Nareszcie aktor dostał
okazję do zaprezentowania swojego pełnego talentu. Natomiast
scenariusz nie pozwala na to samo niestety pozostałym odtwórcom
ról, wśród których znalazła się między innymi Zofia Wichłacz
(Biedronka z "Miasta 44"), a której rola jest mocno ograniczona. Scenariusz prowokuje również powstawanie
zbyt teatralnych scen, które w trakcie seansu zaczynają razić.
Film
Andrzeja Wajdy ostatecznie jednak mnie poruszył. Bardzo dobre
odzwierciedlenie realiów epoki pozwala na tym łatwiejsze
utożsamienie się z głównym bohaterem. Produkcja ukazuje kontakt
nowego ustroju z zastaną w Polsce sztuką i próby zwalczania
indywidualności, sprzecznej przecież z założeniami tego nowego
porządku. Ta trudna walka jednostki z systemem momentami wbija w
fotel, wzrusza, a z pewnością nie pozostawia obojętnym. "Powidoki"
wybijają się poprzez potencjał swojej historii oraz bardzo dobrze
przedstawioną postać malarza. Z drugiej strony jest to często
spojrzenie zawężone i skupione przede wszystkim właśnie na
Strzemińskim. Przez taki zabieg reżysera, widz powinien wystrzegać
się traktowania tego obrazu jako biografii artysty, a raczej jako
nakreślenie i uzasadnienie jego poczynań. Głównym bohaterem,
pomimo że pozostaje on zewnętrznie nieporuszony, wewnętrznie targa
cała paleta emocji, a "Powidoki" właśnie te wielobarwne
części malują w jedną spójną całość. To jeden z tych
obrazów, które po prostu wypada zobaczyć.
Moja ocena: 7+/10
Nigdy nie przekonywał mnie Bogusław Linda. Niestety, jak dla mnie, aktor z niego wcale nie wspaniały. Ale... zainteresował mnie ten film :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że dostawał po prostu ciągle role, które nie pozwoliły mu na nic więcej. Tutaj mnie pozytywnie zaskoczył. :)
Usuń