Scenariusz: Seo-Gyeong Jeong, Chan-wook Park
Produkcja: Korea Południowa
Gatunek: Dramat (erotyczny)
Czas trwania: 144 minuty
Obsada:
Min-hie Kim: Hideko
Tae-ri Kim: Sook-hee
Jung-woo Ha: Hrabia Fujiwara
Azjatycka
kultura jeszcze długo nie przestanie mnie zaskakiwać. Biorąc pod
uwagę wszelkie jej aspekty, różni się diametralnie od naszej
europejskiej. Zaczynając od banalnej rzeczy, czyli jedzenia, a
kończąc na kinematografii. Pójście na seans, który powstał w
tym kręgu kulturowym, skutkuje zupełnie innymi wrażeniami.
Scenografia, muzyka, kostiumy i maniera aktorska. To tylko część
elementów, które sprawią, że dobrze zrealizowany film azjatycki
trwale zagości w pamięci widza. Koreański reżyser Chan-wook Park
(twórca "Oldboya") powraca ze swoim najnowszym filmem,
który idealnie komponuje się w swoje założenia, jednocześnie
pozostawiając sporo miejsca na kontrowersję.
Akcja filmu
rozgrywa się w Korei w latach 30. XX wieku. Piękna Hideko jest
dziedziczką wielkiej fortuny, o której marzy wielu. Kobieta
pozostaje pod opieką ekscentrycznego wuja, który będąc
miłośnikiem książek, wykorzystuje jej dźwięczny głos do
czytania swojego pokaźnego księgozbioru. Wkrótce do domu wuja
Kouzuki przybywa młoda i nieśmiała służąca. Dziewczyna zgrabnie
wchodzi w powierzone jej zadanie – ma rozkochać w nieświadomej i
neurotycznej Hideko hrabiego Fujiwarę, który ma wielką chrapkę
na jej pieniądze. Jednak podczas realizacji planu, zachodzą pewne
komplikacje, kiedy to sama służąca nazbyt zbliża się do swojej
nowej pani.
"Służąca"
to z pewnością opowieść niezwykła, która od pierwszych minut
urzeka swoją znakomicie przygotowaną otoczką. Tutaj każdy element
wydaje się być doskonale dopracowany, czego efektem jest właśnie
czerpanie czystej przyjemności z oglądania świetnie ujętych
kadrów i scenografii. Dwie główne aktorki dopieszczają ujęcia
swoimi nienagannymi makijażami i strojami, które tylko podkreślają
ich urodę i wdzięk. Szczególnie dobrze rolę tę spełnia na
ekranie Hideko, która będąc przedstawicielką arystokratycznego
rodu japońskiego, zachowuje się jak na bogatą i wyniosłą damę
przystało. Pozostaje przy tym jednak też młodą, spragnioną
miłości i czułości kobietą, która ze względu na niewychodzenie
poza najbliższe tereny, jest samotna i zupełnie niedoświadczona.
Tak świetnie zapowiadającą się akcję wkrótce przerywa zbyt
aktywne ukazanie scen seksu i miłości. Erotyzm świetnie pasuje do
tych pełnych niepewności, tajemnicy i pożądania fragmentów, ale
reżyser pod tym względem nie zachowuje należytego umiaru. Niestety
w dość krótkim czasie z dobrze wyważonego w poszczególnych
scenach erotyzmu robi się wręcz erotyk, który przez swoją ilość
zniechęca i znacznie ujmuje produkcji.
Aktorsko
film wypada bardzo dobrze, biorąc pod uwagę, że "Służąca"
pełna jest zwrotów akcji i niespodziewanych zdarzeń. Koreańskie
aktorki uwodzą swoimi ruchami, gestami i mimiką, co w żaden sposób
nie zdradza omyłkowo dalszej fabuły. W swoich rolach aktorzy
pozostają naturalni, jednocześnie zachowując w sobie nutkę
tajemniczości i niedopowiedzeń. Chociaż w obrazie ogromne
znaczenie mają emocje, to często są one przedstawiane w sposób
niebezpośredni, utrudniając tym samym widzowi jednoznaczną
interpretację. Mimo swojej złożoności, produkcja Chan-wook Parka
nie wprowadza chaosu, a świadomie zaplanowane skomplikowanie. To
czyni historię tym ciekawszą i intrygującą, bo praktycznie do
samego końca nie wiadomo, czy reżyser nie zaskoczy nas znów
kolejnym zwrotem akcji.
Reżyser
prezentuje dobrze przemyślaną i sprawnie przeprowadzoną akcję,
która sprawia wrażenie swoistej gry, do której widz przystępuje
na własną odpowiedzialność. Seans wywołał u mnie poczucie
pewnej ekskluzywności, właśnie poprzez tę dokładność i
precyzję. Z drugiej strony nadmierny erotyzm dosyć szybko zaczyna
męczyć i powoduje rozluźnienie zwartej fabuły. Tak jakby twórcy
na jakiś czas odeszli od głównej istoty filmu, zajmując się
romansem bohaterów, który z tła dla historii awansował na
pierwszy plan. "Służąca" to film wyjątkowy, inny i
zaskakujący. W większym stopniu z pewnością dzięki obsadzie
aktorskiej, scenariuszowi i technicznej realizacji, a może też
dzięki swojej kulturalnej odmienności od kina europejskiego. To
ciekawe doświadczenie, które zdecydowanie warto przeżyć. Bo ta
gra pełna emocji, zdrady i miłości szybko wciąga.
Moja ocena: 7/10
Już fantastycznie zmontowany zwiastun mocno mnie zachęcił, a teraz jestem jeszcze ciekawszy. Mam nadzieje, że jeszcze uda się przy okazji jakichś wydarzeń czy festiwali dorwać ten film w którymś z krakowskich kin :)
OdpowiedzUsuńJa sama obejrzałam go na ostatni gwizdek, ale cieszę się, że mi się udało, bo seans należy do tych niepowtarzalnych. Ciekawa jestem też Twojego zdania. :)
UsuńW końcu w kinie czy na VOD napewno uda się zobaczyć i wtedy napewno coś naskrobię. W ogóle mam w planach nadrobić trochę japońskiego i koreanskiego kina w najbliższym czasie i to od Kurosawy,którego znam powierzchownie tylko (wiem wstyd), po współczesniejsze produkcje. Podobno "Kwiat wiśni i czerwona fasola" z tego roku jeszcze daję radę. Widziałaś? Do mangi i anime jakoś się nie mogę przekonać...
UsuńJa też bym z chęcią nadrobiła braki, nie czuję się w azjatyckich produkcjach zbyt pewnie, ale jak na razie praktycznie każda urzeka mnie na swój sposób. "Kwiat wiśni i czerwona fasola" jest teraz w ARSie, warto zobaczyć. Widziałam i mnie się spodobał, wątpię żeby każdemu przypadł tak samo do gustu, ale ja akurat lubię taki klimat filmu. Jeśli nie jesteś przekonany, to więcej możesz przeczytać tutaj: http://inny-wymiar-filmow.blogspot.com/2016/08/kwiat-wisni-i-czerwona-fasola-2015.html :)
Usuń