Scenariusz: Wojciech Smarzowski
Produkcja: Polska
Gatunek: Wojenny
Czas trwania: 150 minut
Obsada:
Michalina Łabacz: Zosia Głowacka-Skiba
Arkadiusz Jakubik: Maciej Skiba
Jacek Braciak: Głowacki
Izabela Kuna: Głowacka
Z filmami
poruszającymi tematykę historyczną jest o tyle duży kłopot, że
historia nie zawsze ukazywana jest szczerze i bezstronnie. Bardzo
łatwo wybrana opinia może zaważyć na subiektywnym przedstawieniu
bohaterów, ich zachowań czy też kontekstu epoki. Z tego powodu
zawsze podchodzę do tego rodzaju produkcji z dużym dystansem,
budując swoją wiedzę na książkach, niż na filmowym seansie. Z
drugiej strony podobne obrazy świetnie sprawdzają się w kwestii
wizualizacji historii, której litery w opracowaniu, jak i nawet sama
wyobraźnia dać nie może aż w takim stopniu. Tylko znów wszystko
sprowadza się do przygotowania i podejścia twórców danego filmu.
Jak sprawa ma się z najnowszym dziełem Wojciecha Smarzowskiego? Czy
dostaniemy rzetelną część historii czy też spory kawałek
fikcji?
Akcja filmu
rozpoczyna się wiosną 1939 roku. W niewielkiej wsi na Wołyniu trwa
huczne wesele młodej Polki i Ukraińca. Zaraz obok szczęśliwej
pary, niby jak na wzór, piękna Zosia zakochuje się w równie
przystojnym Petrze. Jednak jej ojciec postanawia wydać ją za
bogatego polskiego gospodarza Macieja Skibę, który pełni
równocześnie funkcję sołtysa. Choć w wiosce wszyscy żyją obok
siebie – Polacy, Ukraińcy i Żydzi – to nawet podczas zabawy
widać zaczątki mającego nadejść konfliktu.Wkrótce wybucha
wojna, a na tereny Wołynia wkraczają obcy okupanci. Jak się
niedługo okaże, jądro konfliktu tkwi przede wszystkim wśród
mieszkańców wsi.
Wojciech
Smarzowski to twórca, który niezmiennie od kilku lat budzi mój
głęboki szacunek. Reżyser w swoich obrazach stawia przede
wszystkim na ukazanie prawdy, nieważne jak bolesna by ona nie była.
Jego filmy charakteryzują się trzeźwym podejściem do
rzeczywistości, a on sam pozostaje w nich biernym obserwatorem,
nienarzucającym widzom swojego subiektywnego postrzegania pewnych
spraw. Tak samo jest w "Wołyniu", który mimo że nie jest
do końca filmem historycznym, to przedstawia okrutną rzeczywistość
tamtych czasów. Smarzowski pozostaje obiektywny i nie przerzuca winy
na żadną ze stron. Tutaj cierpienie, śmierć i nienawiść nie są
przyporządkowane do żadnej konkretnej narodowości. W "Wołyniu"
liczy się obraz człowieka zdolnego do tak brutalnych i okropnych
czynów. Drastyczne sceny wpisane są w historię tego obszaru, co
nie znaczy, że twórca próbuje właśnie na takich fragmentach
wyróżnić swój film. Skala cierpienia została mocno przekroczona
na Wołyniu, co jest częścią jego historii. Nie można spodziewać
się, że obraz będzie delikatny i subtelnie wyważony. Na pewno nie
przy tym temacie. Jednak Smarzowski osiąga taki efekt, który daje
odetchnąć, spuścić nieco z ciągłego napięcia, jednocześnie
wcale nie zniżając poziomu swojego filmu. Twórca nie opowiada
dokładnie przebiegu wydarzeń na Wołyniu, on po prostu je pokazuje.
Na próżno będzie szukać tutaj odpowiedzi na pytania o przyczynę
konfliktu. "Wołyń" po prostu go odsłania.
"Wołyń"
zawiera w sobie również opowieść o losach fikcyjnej polskiej
postaci. Zosia zakochuje się w ukraińskim chłopcu i szczęśliwa
biegnie powiedzieć o tym rodzicom. Wszystko zmienia decyzja jej
ojca. Jednak niespełniona miłość, będzie najmniejszym
zmartwieniem młodej kobiety. Wpleciony wątek miłosny nie ma jednak
na celu złagodzenia przedstawionej fabuły. Ukazuje kontrast
pomiędzy emocjonalną tragedią Zosi, a następnymi zdarzeniami.
Niepewność o dzień jutrzejszy, o życie własne i bliskich. I
przede wszystkim strach przed nieludzkimi torturami, których
dopuszczali się nacjonalistyczni Ukraińcy. To wszystko nie pozwala
ani na moment spuścić wzroku z ekranu i uwierzyć, że później
może być lepiej.
Główni
aktorzy znakomicie sprawdzają się w swoich rolach. Michalina
Łabacz, Arkadiusz Jakubik, Jacek Braciak i epizodycznie Izabela
Kuna. Niesamowita gra aktorska pozwala uwierzyć w przedstawiane
emocje, a także współuczestniczyć w rozgrywających się
zdarzeniach. Wielki talent głównej bohaterki zasługuje na tym
większą uwagę, że rola Zosi jest jej debiutem. Wspaniałe zdjęcia
autorstwa Piotra Sobocińskiego Jr. dopełniają rewelacyjnego obrazu
i jakości.
"Wołyń"
w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego dowodzi swojej wysokiej klasy.
Na ekranie widać efekty ogromu pracy włożonej w realizację filmu.
To dosadny obraz, który nie ocenia, lecz po prostu przedstawia
rzeczywistość. Ilość przelanej krwi skłania do refleksji i każe
zastanowić się, dlaczego podobne rzeczy mają miejsce na świecie.
Problem tkwi w człowieku – wystarczy dać mu odpowiednią
ideologię, broń i może stać się potworem. Nie zwierzęciem, bo
zwierzęta się nie znęcają nad swoją ofiarą. To ważny film,
który porusza sprawy, o których nie chcemy myśleć na co dzień i
ich pamiętać. Z drugiej strony to właśnie przemilczenie jest
największą tragedią tych ludzi. Dlatego moim zdaniem nie wolno
odpuszczać tego seansu, ale trzeba właśnie zmierzyć się z tym,
co kiedyś się wydarzyło.
Moja ocena: 9/10
Na tegorocznym gdyńskim festiwalu były aż trzy produkcje, które mnie zmiażdżyły, całkowicie rozwaliły, że wychodząc z sali cała się trzęsłam nie potrafiąc poradzić sobie z własnymi emocjami. Jednym z nich był właśnie Wołyń. Gdyby reżyserował to ktoś inny mogłabym się obawiać, ale w tym przypadku wiedziałam, że idę na dobry film. Dla mnie przede wszystkim scenografia i dobrze dobrana obsada (dużo nowych twarzy) sprawiła, że dało się uwierzyć w tą historię, że odczuwało się dramat każdej z postaci. Nie drastyczność, ale bardziej realizm w filmie spowodował, że wyszłam z kina na miękkich nogach. Dla mnie rewelacja.
OdpowiedzUsuńZgadzam się całkowicie! Smarzowski to po prostu świetny twórca, który wie jak realizować filmy. :)
UsuńNa pewno obejrzę, jednak trochę boję się tego filmu...
OdpowiedzUsuńTeż się bałam, a niektóre sceny nadal mam przed oczami. Mimo to zupełnie nie żałuję, że zobaczyłam ten film. Zdecydowanie warto!
UsuńA mnie się nie podobał. A może inaczej. Wczoraj, po seansie, myślę sobie: ok. Jednak chyba nie tego oczekiwałam. Owszem, film mocny, i wydaje mi się, że obowiązkowy do obejrzenia dla Polaka. Niestety momentami zbyt monotonny i jak dla mnie taki poprawny. Niestety żaden z bohaterów nie wzbudził we mnie większych emocji, nie potrafiłam się z nikim utożsamić, niesamowicie przeżywać czyjeś losy tak jak to miało w przypadku np. Róży. Realizacja nie do końca mi się podobała i niestety nie rozumiem tych zachwytów, bo dla mnie wybitny film to nie był. Pewnie dzisiaj coś naskrobię i sama wstawię recenzję ;) Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że duże znaczenie ma tutaj tematyka filmu, gdzie jednak historia wywiera o wiele większy nacisk. Jak dla mnie z tak trudnego zadania Smarzowski wywiązał się bardzo dobrze. Nie robiąc z "Wołynia" filmu akcji i sensacji, a jednak coś o wiele lepszego. Trudno mówić o poprawności, gdyż bez niej, byłoby po prostu zbyt dużo kontrowersji, które mogłyby przyćmić fabułę, jak i po prostu sens obrazu."Wołyń" pokazuje losy większej ilości ludzi. Nie brałabym tego za wadę filmu, ale za różnicę pomiędzy nim a "Różą". Dziękuję za Twój komentarz i z chęcią przeczytam Twój tekst. Pozdrawiam serdecznie! :)
Usuń