Scenariusz: Maciej Pieprzyca
Produkcja: Polska
Gatunek: Thriller, Psychologiczny
Czas trwania: 117 minut
Obsada:
Mirosław Haniszewski: Janusz Jasiński
Arkadiusz Jakubik: Wiesław Kalicki
Agata Kulesza: Lidia Kalicka
Magdalena Popławska: Teresa Jasińska
Obrazów o
śmierci, morderstwie i przerażeniu społeczeństwa powstało już
całkiem sporo. To wciąż tematy, które najmocniej oddziałują na
psychikę widza, rzadko pozostawiając go obojętnym wobec
rozgrywających się na ekranie wydarzeń. Te głęboko skrywane
lęki, o których na co dzień nie rozmawia się przy stole podczas
obiadu, dają swój upust w dosyć specyficznych produkcjach. Aż
cieplej się robi na sercu ze świadomością, że w naszym kraju
powstają filmy o podobnej tematyce i to z klasą, na wysokim
poziomie. Teraz podstawowym zadaniem widza jest takie dzieła w
pobliskim kinie odkryć i dać się im wciągnąć w swoją mroczną
i niezwykle ciekawą fabułę.
Akcja filmu
inspirowana jest prawdziwymi zdarzeniami, które miały miejsce w
Polsce w latach 70. XX wieku. Krajem wstrząsają kolejne brutalne
morderstwa kobiet, dokonywane tym samym sposobem, lecz w różnych
jego zakątkach. Strach i niewiadoma, co do następnej ofiary
mordercy, podsycają wysyłane przez niego zapowiedzi i pogróżki.
Kiedy śledztwo zawodzi, a wkrótce ginie krewna pierwszego
sekretarza, sprawę przejmuje młody i ambitny porucznik milicji.
Janusz Jasiński do swojej pracy podchodzi z zapałem, stawiając
sobie jako wyzwanie rozwiązanie tej niecodziennej zagadki. Po pewnym
czasie udaje mu się wreszcie schwytać podejrzanego. Podczas gdy
wszyscy osądzają mężczyznę jako mordercę, porucznik Jasiński
ma wątpliwości. Pod naciskiem wpływowej władzy będzie musiał
stoczyć walkę pomiędzy sławą a własnym sumieniem.
Maciej
Pieprzyca to twórca, który kojarzony jest przede wszystkim ze swoim
poprzednim filmem "Chce się żyć". Chociaż jego
najnowsza produkcja diametralnie różni się tematyką od
poprzedniej, to moim zdaniem jednakowo pokazuje pracę i świadomą
chęć do konfrontowania się na ekranie z niełatwą problematyką.
Sprawę tzw. Wampira z Zagłębia reżyser podjął już w swojej
filmografii w 1998 roku w formie filmu krótkometrażowego, z powodu
nieprzychylnej koniunktury polskiej kinematografii w tym czasie. Po
18 latach Pieprzyca realizuje ponownie treści dotyczące tej samej
kwestii, tym razem przenosząc ciężar akcji na porucznika milicji.
To właśnie Janusz Jasiński jest głównym bohaterem jego
najnowszego obrazu, który w przeciwieństwie do niedawnego
"Czerwonego pająka" Marcina Koszałki, zajmuje się
stadium psychologicznym drugiej strony, czyli samego śledczego. Obie
produkcje odnajdują wspólny punkt w swoim mrocznym klimacie,
chociaż na tym chyba podobieństwa się kończą. Podkreślam, że
mimo nasuwanych od razu skojarzeń, są to dwa zupełnie różne
dzieła, które poruszają odmienne aspekty. "Jestem mordercą"
pomimo złudnego tytułu w mniejszym stopniu dotyka kwestii
morderstw, które dla rozgrywających się na ekranie zdarzeń,
tworzą przede wszystkim tło i kontekst.
"Jestem
mordercą" to film zrealizowany niezwykle solidnie. Da się
wyczuć wprawną rękę Macieja Pieprzycy w prowadzeniu historii,
którą tak dobrze przecież poznał. Jednocześnie to nie na niej
reżyser skupia swój film, ale na postaci porucznika Jasińskiego,
zagranego przez świetnego Mirosława Haniszewskiego. Chociaż do
angażu aktora doszło w sumie w przypadkowy sposób, to wybór ten
jest bezsprzecznie odpowiedni. Główny bohater to postać
zwyczajnego człowieka, który w swojej pracy pragnie piąć się po
szczeblach kariery. To zderzenie tego, co stosowne z tym, co
przyjemne i wygodne. To walka człowieka z własnym sumieniem, a
także o miłość, rodzinę i normalne życie. To droga, o której
przejściu marzy każdy, a która pełna jest czyhających na każdym
kroku przeszkód i zasadzek. Aspekt psychologiczny jest według mnie
najmocniejszą stroną filmu Macieja Pieprzycy, gdyż nie dość że
został zrealizowany realistycznie, to wywołuje w widzu emocje,
które dodatkowo wzmacniają odbiór obrazu.
Pozostałe
role zostały obsadzone przez równie rewelacyjnego Arkadiusza
Jakubika (którego twórczości staję się z dnia na dzień coraz
większą fanką) i Agaty Kuleszy, która swoją postacią udowadnia,
że jest w stanie wcielić się w dosłownie każdą rolę. Jej
bohaterka mimowolnie powoduje uśmiech na twarzy i wprowadza nieco
rozluźnienia w gęstą momentami atmosferę filmu. Napięcie nie
jest obecne podczas całego seansu, a to ze względu na żarty
dobiegające z wypowiedzi bohaterów. Taki zabieg reżysera wydaje się
być dosyć nietypowy, gdyż pozwala widzowi na odprężenie i nawet
uśmiech, z drugiej strony "Jestem mordercą" bazuje przede
wszystkim na tajemniczości oraz na psychologii, a do takiego
połączenia ciągły i silny niepokój wynikający z dynamicznych i
ponurych scen nie jest aż tak potrzebny. Dużą nadzieję dają
również role młodych aktorów (Karolina Staniec i Tomasz Włosok),
których grę aktorską również dobrze się obserwuje.
Warto
docenić doskonałe oddanie realiów epoki PRL-u, dopracowane do
ostatniego szczegółu. Mam na myśli przede wszystkim kostiumy i
scenografię, która z łatwością pozwala wczuć się w ten klimat.
"Jestem mordercą" skupia się na wciąż aktualnych
tematach kariery, pieniędzy i naginania moralności własnego
sumienia. To studium nad zachowaniem człowieka w specyficznej
sytuacji, kiedy praca przynosi przede wszystkim stres, zmęczenie i
presję. Myślę, że ważne jest zrozumienie motywów głównego
bohatera, podjęcie pewnego rodzaju próby utożsamienia się z jego
decyzjami, co może skutkować całkiem dojrzałą i wnikliwą
refleksją po seansie. W produkcji zbyt wiele jest skrótów co do
historii Zdzisława Marchwickiego (w filmie: Wiesław Kalicki), aby
móc uważnie ją śledzić lub po prostu dokładniej poznać. Wydaje
mi się, że to prosta wskazówka, mająca ukazać, że nie o to tu
głównie chodzi. Przekonującym uzasadnieniem jest dla mnie fakt, że
w pierwszych kilkunastu minutach seans nie przekonał mnie do siebie,
a dopiero dalszy rozwój fabuły sprawił, że dałam się pochłonąć
rozgrywającym się na ekranie scenom.
Moja ocena: 7+/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz