Scenariusz: Jez Butterworth, Mark Mallouk
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat, Kryminał
Czas trwania: 122 minuty
Obsada:
Johnny Depp: James "Whitney" Bulger
Joel Edgerton: John Connolly
Benedict Cumberbatch: Billy Bulger
Kevin Bacon: Charles McGuire
Filmy o gangsterskim podłożu
niosą ze sobą zazwyczaj mocne przesłanie. Dzieje się tak głównie ze względu na
losy bohaterów oraz samo rozwiązanie akcji. Trafienie do więzienia nie należy z
pewnością do optymistycznych zakończeń. W historii kina wiele takich filmów do
dziś nosi miano kultowych, a oglądanie ich to prawdziwa uczta dla kinomana, w
dużej mierze przez ich wspaniałe wykończenie, ale także cały warsztat. Najnowsze
dzieło Scotta Coopera zdecydowanie zahacza o kategorie kina
gangsterskiego/mafijnego. Z jakim powodzeniem?
James „Whitney” Bulger to znany
przestępca z południowego Bostonu, który na swoim koncie ma już wiele lat
odsiadki w więzieniu. Jego reputacja przynosi mu zarówno przyjaciół, jak i
śmiertelnych wrogów. Aby pozbyć się tych ostatnich, Bulger rozpoczyna współpracę
z FBI, zostając ich informatorem. Mężczyzna chce rozszerzyć swoje wpływy, lecz
jednocześnie łamie podstawową zasadę ulicy, aby nigdy nie zostać kapusiem.
„Pakt z diabłem” opowiada
historię opartą na faktach, a końcowe napisy pozwalają nakreślić jej ogólny
schemat. Miło dowiedzieć się, że podobne zdarzenia miały kiedyś miejsce. Bo sam
film takiego zainteresowania we mnie nie wzbudził. Z tym większym zdumieniem
czytam o powodzeniu książki Dicka i Gerarda, po którą chętnie sięgnę. Fabuła
produkcji wydaje się być niezwykle chaotyczna i statyczna, a ciszę przerywają
jedynie odgłosy wystrzeliwanych naboi i rozbryzgu krwi. Z tego powodu film
określić można jako brutalny, bo takie pojedyncze akcje przyciągają najwięcej
uwagi. Nie dzięki swojemu wykonaniu, lecz poprzez ruch i emocje na ekranie.
A wspomnianych wyżej emocji nie
obserwujemy zbyt wiele, gdyż znaczna część bohaterów wykazuje ich wyraźny brak.
Niemal cała obsada aktorska niczym się nie wyróżnia i stanowi blade tło dla
następujących zdarzeń. Największa krytyka należy się samemu Deppowi, który od
czasów „Dziennika zakrapianego rumem” odnotowuje zdecydowany spadek formy. Jego
postać ginie pod własną charakteryzacją, a wśród aktorów na pierwszy plan wysuwa się Joel
Edgerton, który jako tako wychodzi obronną ręką. To tylko kolejny dowód, że
epoka wielkiego aktora już dawno dobiegła końca, a podziwiać należy go jedynie
za wcześniejszy dorobek.
Film stanowi znośną opowieść o
ciemnej stronie Bostonu, który owładnięty jest licznymi przestępcami. Historia
po pewnym czasie zaczyna się jednak dłużyć i nic nowego sobą nie wnosi.
Wszystkie te obrazy dobrze już znamy, z poprzednich kultowych produkcji, do
których „Pakt z diabłem” zupełnie nie wymierzył. Moją uwagę zwróciły zaledwie
dwa naprawdę dobre i ciekawe ujęcia kamery, przykuwająca uwagę charakteryzacja
Deppa oraz dostatecznie dobra rola Edgertona, którego działania w pewnym
momencie stają się pierwszoplanowe. Dodatkowo warto zaznaczyć, że świetna stylizacja na lata 70. i 80. ułatwia odbiór filmu. To jednak zdecydowanie za mało, dlatego seansu
nie polecam.
Moja ocena: 4/10
No charakteryzacja jest mega i to w sumie ona każdorazowo przykuwa moją uwagę do tego filmów.
OdpowiedzUsuńA czy Depp już się skończył? No nie wiem. To trochę podobnie jak z Valem Kilmerem, ale wydaje mi się, że panowie jeśli nie teraz to jeszcze za jakiś czas dadzą o sobie znać.
Trochę długaśny, można było go zmieścić w 90 minutach.
OdpowiedzUsuńZgadza się, to jedna z wielu rzeczy, jakie w tym filmie po prostu nie wyszły.
Usuń