środa, 25 marca 2015

Od czego chce się tańczyć, od czego chce się śpiewać (cz.1)

Jedną z właściwości kina jest fakt, że często nawet znakomite i wspaniałe produkcje popadają w zapomnienie. Tymczasem często zdarza się, że to właśnie one stworzyły podstawy pod swój gatunek, a w ciągu kolejnych dekad ich styl uległ przekształceniu. Jak wiele jest produkcji, które powinniśmy znać, ale jakoś nigdy nie było czasu się z nimi zapoznać? Poniżej przedstawiam jedynie niewielką część klasyki wśród musicali XX wieku. Oczywiście wybór jest jak najbardziej subiektywny i osobisty, a przez dużą różnorodność bardzo ciężki.


Rocky Horror Picture Show (1975)
To jeden z najbardziej oryginalnych filmów, jakie przyszło mi oglądać i podziwiać. „Rocky Horror Picture Show” w reżyserii Jima Sharmana gwarantuje niezwykłe przeżycia. Ilość dziwactw, błyszczących strojów i zaskakujących zwrotów akcji przerasta wszelkie oczekiwania. To produkcja dla lubiących wyzwania widzów i otwartych na nowe koncepcje. Genialny w swojej roli Tim Curry sprawił, że do dzisiaj na samą myśl o jego występach mam ciarki. Niezwykła charyzma bijąca od głównego bohatera oraz wyśmienity soundtrack pozostają na długo w pamięci. Więcej tutaj.




West Side Story (1961)
Produkcja wyznaczyła nowy kierunek musicali, wpisując się zarazem w kanon swojego gatunku. Dwa konkurujące ze sobą gangi zwalczają się nawzajem, głównie przy pomocy muzyki, a także siły. Tony i Maria należą do przeciwstawnych grup, jednak wkrótce łączy ich gorące uczucie, któremu oboje chcą się poddać. Historia łudząco podobna do tej z szekspirowskiej sztuki „Romeo i Julia” zachowuje jednak odmienne zakończenie. Prześpiewany i  przetańczony znacznie oddziałuje na zmysły, a mnie w szczególności wciąż urzeka akcent Anity oraz świetne kawałki „America” i „I feel pretty”.




Grease (1978)
Kto nie kojarzy młodego Travolty, który poprzez pozę buntownika i kręcenie biodrami wpisał się na stałe w klasykę kina? Sandy i Danny zakochują się w sobie podczas wakacji. Jednak rok szkolny stawia przed nimi zupełnie nowe wyzwanie, któremu oboje muszą sprostać, jeżeli nadal chcą być razem. Okazuje się, że Sandy to doskonale ułożona dziewczyna, a Danny chodzi w czarnej skórze i pali papierosy. Dzieło z pewnością znane wielu, choć trzeba zdać sobie sprawę, że mimo upływu czasu znakomity soundtrack oraz choreografie nadal budzą ogromny zachwyt.




Panowie w cylindrach (1935)
Film, który mimo upływu czasu pamiętam zaskakująco dobrze. Muszę przyznać, że Fred Astaire i Ginger Rogers tworzą rewelacyjny duet. Niesamowicie urzeka mnie ten taniec, kiedy oboje poruszają się równocześnie, z gracją i wdziękiem. Nie mogę oderwać oczu od ekranu, dosłownie. Zastanawiałam się czy nie umieścić tutaj „Deszczowej piosenki”, jednak pod względem choreografii zdecydowanie wygrywa „Top Hat”. Od razu mam w głowie „I’m in heaven…” czy też „Cheek to cheek”… zachwycam się. W dodatku wspaniałe kostiumy Rogers i ogromny talent Astaire’a sprawiają, że łatwo odczuwa się wielki urok tego dzieła. Więcej tutaj.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz