wtorek, 6 maja 2014

Światła wielkiego miasta (City Lights, 1931)

Reżyseria: Charles Chaplin
Scenariusz: Harry Clive, Harry Crocker, Charles Chaplin
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat, Komedia, Romans, Niemy
Czas trwania: 87 minut

Obsada:

Charles Chaplin: Włóczęga Charlie
Virginia Cherrill: Niewidoma kwiaciarka
Harry Myers: Milioner



Coś szczególnie zwróciło moją uwagę już w pierwszych sekundach seansu. Na ekranie pojawiła się obsada, którą z zaciekawieniem przeglądam.  I ku mojemu zdziwieniu widzę nazwisko Chaplina (głównego bohatera!)... na samym końcu. To naprawdę miły gest z jego strony, zważając na to, że wielofunkcyjny Chaplin po raz kolejny tworzy wspaniałą produkcję. "Światła wielkiego miasta" to bardzo przyjemny seans, jednak daleko mu do tych najwspanialszych dzieł mistrza takich jak "Dyktator" czy "Brzdąc". Mimo wszystko mamy okazję do ponownego podziwiania śmiesznych gagów włóczęgi i jego kolejnych przygód.


Mały włóczęga jest zauroczony przypadkowo spotkaną niewidomą kwiaciarką. Będąc pod wpływem nowego uczucia również przypadkowo ratuje ekscentrycznego milionera od popełnienia samobójstwa. Tym samym zdobywa jego przyjaźń, co z kolei pozwala mu udawać wielkodusznego bogacza przed kobietą. Włóczęga chwyta się każdej pracy, aby wesprzeć ją finansowo oraz pomóc jej odzyskać wzrok. Nieprzewidywalne zachowanie milionera prowadzi do wielu ciekawych i śmiesznych sytuacji, z których mężczyzna próbuje wyjść cało.


Charles Chaplin był nastawiony negatywnie do pojawiającego się w sztuce filmowej dźwięku, gdyż był zdania, że jedynie może on zaszkodzić produkcji. W "Światłach wielkiego miasta" możemy usłyszeć jego własne kompozycje, lecz na samym początku filmu pojawia się napis, że jest to "komediowy romans pantomimiczny". Widzowie, którzy dopiero co poznali dźwięk na ekranie, byli nim zafascynowani, jednak obraz Chaplina był przepełniony wszelakimi gagami, śmiesznymi scenami i tak znakomitą choreografią, że wzbudził powszechne uznanie i zachwyt. Sukces reżysera sprawił, że publiczność niemal zapomniała o dźwięku, rozkoszując się kolejnymi przygodami trampa.


Wszystko w filmie Chaplina wydaje się być ze sobą zgrane, co tworzy ogólnie bardzo dobre wrażenie. Urocza Virginia Cherrill znakomicie sprawdza się w roli niewidomej kwiaciarki, natomiast Chaplin jak zwykle czaruje. Jego gagi wprowadzają niepowtarzalny klimat produkcji. Charlie Chaplin serwuje nam niezapomniane sceny, takie jak jedzenie spaghetti na przyjęciu, w które to wplata mu się serpentyna. Reżyser, scenarzysta i producent w jednym zniewala swoim uśmiechem, którego osobiście jestem fanką. "City Lights" to świetny seans, jednak - tak jak już wspomniałam na początku - Chaplin ma na swoim koncie znacznie lepsze filmy. Zresztą każdy kto obejrzał choć jeden obraz tego mistrza wie, że warto sięgać po kolejne.

Moja ocena: 7+/10

2 komentarze:

  1. Film jest genialny. Pamiętam że aż sam dziwiłem się sobie JAK bardzo może mnie rozśmieszyć kilka scen z tego filmu. Pamiętam też jak oglądałem, przewijałem, oglądałem i przewijałem scenę na ringu, Majstersztyk. No i sceny z tym milionerem w mieszkaniu, świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie u Chaplina najpiękniejsze było to jak grał. Oczy, dłonie, postawa (a przy późniejszych produkcjach również i głos) to wszystko składało się na całkiem niezły aktorski warsztat (pomimo schematyczności postaci). Dla mnie bardzo ważny jest dźwięk w filmie i barwa głosu aktora, dlatego zdecydowanie wolę późniejsze jego dzieła (choć "Brzdąc" mnie wzruszył, a "Gorączka złota" rozbawiła) jak "Dyktator" czy "Pan Verdoux". "Światła wielkiego miasta" są bez wątpienia bardzo dobrym i zabawnym filmem (szczególnie scena na ringu), ale dla mnie komediowo-tragiczny klimat, trybiki i śpiewający Charlie w "Dzisiejszych czasach" jest numerem jeden. A jeśli chodzi o rolę to bardzo lubię "Pana Verdoux".

    OdpowiedzUsuń