Scenariusz: Anders Thomas Jensen, Lars von Trier
Produkcja: Dania, Francja, Niemcy, Polska, Szwecja, Włochy
Gatunek: Dramat, Horror, Psychologiczny
Czas trwania: 108 minut
Obsada:
Willem Dafoe: On
Charlotte Gainsbourg: Ona
Lars von Trier zrobił na mnie ogromne wrażenie swoim stylem przy okazji filmu "Przełamując fale". Dzieło to zapadło mi głęboko w pamięci, nie licząc chwil oglądania produkcji, kiedy to nie mogłam oderwać oczu od ekranu. Tym razem postanowiłam zmierzyć się z "Antychrystem". Specjalnie użyłam czasownika "zmierzyć się", gdyż seans zaproponowany przez Triera to niezwykłe przeżycie, które bardzo mocno oddziałuje na psychikę i pozostawia po sobie absolutną pustkę w umyśle widza.
Film rozpoczyna się pełną artyzmu sceną, w której kobieta i mężczyzna kochają się. W tym czasie niepilnowane przez nikogo małe dziecko wypada przez okno. Wkrótce kobieta całkowicie się załamuje. Śmierć jej jedynego dziecka jest bodźcem do ujawnienia dawno skrywanych przez nią lęków. Jej mąż to znany terapeuta, który podejmuje się leczenia własnej żony. W tym celu wyjeżdżają do położonego na odludziu domku, aby tam kobieta mogła zmierzyć się z mrocznymi stronami swojej psychiki. Mężczyzna odrywa przedmiot badań jego żony. Okazuje się, że temat kobietobójstwa i zgromadzone materiały całkiem pochłonęły kobietę. Terapeuta stosuje wobec niej wszelkie sprawdzone metody, ale sytuacja coraz bardziej się komplikuje. Przerażająca siła wydaje się być nie do pokonania.
Przy okazji recenzji "Przełamując fale" wspominałam już dokładniej o stylu reżysera. Trier po raz kolejny zdobył moje serce. "Antychryst" jest po prostu niesamowity. Na mnie osobiście dodatkowo oddziałują emocje reżysera zawarte w dziele. Lars von Trier cierpi na depresję i jak sam wspominał, praca nad filmem zmusza go do przezwyciężenia siebie. Reżyser, który nie ma styczności z chorobą psychiczną, nie może być porównywany z twórcą, którego życie to nieustanna walka. Taki umysł może stworzyć wielkie, oryginalne dzieło. W przypadku Triera sprawdza się to całkowicie, gdyż nie trafiłam na żaden inny film, który siałby pustkę w moim umyśle i dawał później aż tyle do myślenia. Z tego powodu uważam go za swojego rodzaju geniusza. Reżyser przyciąga kontrowersje niczym magnes, a jego wypowiedzi o zrozumieniu dla Hitlera wzburzają opinią publiczną.
W "Antychryście" mamy do czynienia z niezwykłym kunsztem. Już pierwsza scena zniewala. W podobnym stylu (choć o zupełnie innej treści) zostało przeprowadzone zakończenie, dzięki czemu dzieło postrzegane jest jako całość. Niektórzy, z uwagi na ilość scen erotycznych, postrzegają ten film jako "soft porn". Jednak przy szerszym zrozumieniu treści można wywnioskować, że erotyzm produkcji jest nieodłączną częścią "Antychrysta". Wstrząsające sceny zawarte w obrazie w swoisty sposób poruszają. Na ekranie możemy podziwiać znakomitego Willema Dafoe oraz wspaniałą Charlotte Gainsbourg. Dwójka aktorów stanowi świetny duet, wzajemnie się uzupełniający i współgrający ze sobą. Chwaląc film, chwalę równocześnie scenariusz, który wydaje się być bezbłędny. Trier wprowadza do swojego dzieła chaos, jak i porządek, co w połączeniu z odpowiednią muzyką, tworzy niezapomniane przeżycie. Dodatkowo, mroczna sceneria wpasowuje się w gatunek horroru, nie wspominając o brutalnych scenach.
Filmografia duńskiego reżysera nie zaciekawi wszystkich, ja jednak jestem nią całkowicie zauroczona. Dawkuję sobie filmy Triera, mając na uwadze fakt, że rozdzielone w czasie najlepiej będą się prezentować. Nie ukrywam, że kino Triera należy do ambitnych. Mimo wszystko zdobyte wrażenia są bezcenne.
Moja ocena: 9/10
Przygodę z VT zacząłem dość niefortunnie, bo właśnie od "Antychrysta", a nie byłem gotowy na takie 'coś' przez co ocena przy tym filmie w jego filmografii znacząco się odróżnia. Potrzebna będzie powtórka, ale nie wiem, czy dożyję;)
OdpowiedzUsuńNa von Triera nigby nie jest sie przygotowanym,to kino wstrząsające,obdzierające z emocji,nie do zapomnienia.Choć nie zawsze np."Melancholia" to zupełnie inny klimat niż "Antychryst",z czystym sumieniem mogę ten film polecić początkującym.
Usuńpozdrawiam
Masz rację "Melancholia" jest ZUPEŁNIE inna. Wydaje się jakby reżyser kręcił oba w zupełnie innym stanie świadomości, zażywszy wcześniej ten sam specyfik. Oba mroczne do potęgi. Jeden kręcony na kompletnym chorym odjeździe, drugi na porannym kacu. Oba jednak przytłaczają, i oba nie dają nadziei na happy end.
Usuńlubię filmy, które "sponiewierają". muszę się w końcu zabrać za ten obraz
OdpowiedzUsuń