piątek, 3 marca 2017

Moonlight (2016)

Reżyseria: Barry Jenkins
Scenariusz: Barry Jenkins
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 111 minut

Obsada:
Mahershala Ali: Juan
Naomie Harris: Paula
Trevante Rhodes: Black


Film to środek przekazu, którym twórcy często się posługują, aby podzielić się z widzami ważnymi dla siebie wartościami, doświadczeniami czy też po prostu swoim pomysłem. Różnorodność obrazów daje wiele możliwości poznania kwestii, których na co dzień nie spotykamy. Na podobnej bazie powstał tegoroczny zdobywca trzech statuetek, a w tym najważniejszej - Oscar za najlepszy film w roku 2017. Barry Jenkins na łamach swojej produkcji dzieli się własnymi przeżyciami i przemyśleniami, zgrabnie wplatając je w fabułę i przekierowując je jako główną inspirację dla obrazu. Co wynikło z tego zabiegu? I czy "Moonlight" faktycznie zasługuje na swój nowy tytuł?


Chiron jest jeszcze dzieckiem, kiedy zaczyna doznawać ciągłych upokorzeń i aktów przemocy ze strony swoich szkolnych kolegów. Chłopak mieszka razem z uzależnioną od narkotyków matką, która stacza się powoli na dno, a będąc wychowanym bez ojca, nie posiada żadnego męskiego autorytetu. Na dodatek Chiron zmaga się z problemem określenia własnej orientacji seksualnej, co z łatwością wykorzystują jego brutalni koledzy. I chociaż sam nie do końca rozumie swoje problemy, to jedno jest pewne - w takim środowisku nie może wyrosnąć na porządnego człowieka. Jedyną pomoc chłopak uzyskuje u miejscowego handlarza narkotyków, Juana, który stwarza mu namiastkę normalnego życia i daje cenne wskazówki. Jednak pewnego dnia coś w Chironie pęka, a konsekwencje tego czynu już na zawsze ukształtują jego przyszłość...


"Moonlight" to tylko z pozoru klasyczny film o tematyce LGBT. Twórcy poprzez zastosowanie niesztampowej struktury scenariusza, dobranie odpowiednich aktorów i wreszcie poprzez niezwykłą realizację, osiągnęli coś znacznie głębszego. W tym obrazie liczy się przede wszystkim ulokowanie głównego bohatera w środowisku i społeczeństwie, które w pewien sposób kształtuje jego myśli i działania. Nie ma co ukrywać, że Chiron jest skromnym i mocno zamkniętym w sobie chłopakiem, który totalnie nie radzi sobie z zastaną rzeczywistością. Bo w końcu nikt mu przecież nie pokazał co robić i jak się dopasować. Z tego powodu chłopak pozostaje postacią silnie indywidualną, która to cecha sprawia, że czas dojrzewania Chirona ukazany w filmie, pochłania całą uwagę widza. I tak też pozostaje, dopóki Chiron nie dorasta. Reżyser w swoim dziele porusza tak wiele aspektów i problemów, że jeden film najzwyczajniej w świecie nie jest w stanie tego pomieścić. A wygląda to tak, że ogromna ambicja twórców najpierw uderza, zachwyca i czaruje, a później z łatwością zaobserwować można jej powolny upadek, kiedy czas goni i z niektórych wątków trzeba rezygnować.


Pod względem realizacji produkcja wypada znakomicie, a to za sprawą świetnych zdjęć i muzyki. Elementy techniczne budują w poszczególnych scenach klimat i z napakowanej emocjonalnie historii, tworzą wciągającą opowieść. Scenariusz został dobrze napisany, ale z biegiem filmu da się odczuć pewne wpadki, które sprawiają, że część ukazująca dorosłe życie Chirona (też dorosły Chiron, zagrany przez Rhodesa, już nie przekonuje) znacznie odstaje od reszty seansu. Natomiast pod względem aktorskim na duże uznanie zasługuje przede wszystkim Hibbert i Sanders, wcielający się w odpowiednio mniejszego i większego Chirona, a także jego ekranowa matka - w tej roli świetna Naomie Harris - ukazana jako samotna i zagubiona kobieta, którą stopniowo coraz mocniej wyniszcza nałóg. Mahershala Ali został co prawda nagrodzony za swoją postać Oscarem, ale mnie osobiście nie zachwycił aż w takim stopniu.


Najnowszy film Barry'ego Jenkinsa, nagrodzony trzema Oscarami podczas tegorocznej gali, jest filmem przede wszystkim świetnie zrealizowanym. Jego słabym punktem jest fabuła, która szczególnie pod koniec mocno kuleje. Dzieje się tak za sprawą przerostu treści nad formą, gdyż reżyser zbyt wiele kwestii próbuje wcisnąć do tego kameralnego i skromnego seansu. W wyniku tego część filmu pozbawiona jest wyrazu, a nawet może zniechęcać do siebie. Sprawia to, że "Moonlight" mimo znacznego potencjału i niezwykłego konceptu, pozostaje filmem jedynie dobrym. Obraz traktuje o problemach, o których powinno być głośno i które nie mogą być pomijane. Z tego powodu bardzo szanuję pracę reżysera i doceniam, że nie poszedł na skróty, ale stworzył dzieło o głębszym znaczeniu i przesłaniu, które najlepiej jest odkryć indywidualnie.

Moja ocena: 7/10

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z oceną końcową :) Spierałbym się na tym "przerostem treści na formą", bo w mojej opinii, jest zupełnie na odwrót. Właśnie forma, aspekty wizualne, muzyka i montaż to najbardziej "wyeksponowane" elementy filmu. Jeśli chodzi o treść to drażnią skróty myślowe i spora stereotypowości/schematyczność w jakiej zbudowany jest scenariusz. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podzielam Twoje zdanie, że oprawa techniczna i muzyczna filmu jest rozbudowana i wyeksponowana, ale mimo wszystko tworzy klimat kameralnego seansu. A zbyt duża ilość wątków trochę ten spokój i prostotę formy zaburza. Takie moje odczucia. Pozdrawiam również! :)

      Usuń
  3. Nie oglądałam, ale wiem, że muszę nadrobić. Uwielbiam właśnie takie produkcje, które niosą ze sobą przekaz, który potrafi wywołać mnóstwo, mnóstwo przemyśleń.

    starwarspoland.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń