Scenariusz: Barry Jenkins
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 111 minut
Obsada:
Mahershala Ali: Juan
Naomie Harris: Paula
Trevante Rhodes: Black
Film to
środek przekazu, którym twórcy często się posługują, aby podzielić się z widzami ważnymi dla siebie wartościami, doświadczeniami czy też
po prostu swoim pomysłem. Różnorodność obrazów daje wiele
możliwości poznania kwestii, których na co dzień nie spotykamy.
Na podobnej bazie powstał tegoroczny zdobywca trzech statuetek, a w
tym najważniejszej - Oscar za najlepszy film w roku 2017. Barry
Jenkins na łamach swojej produkcji dzieli się własnymi przeżyciami
i przemyśleniami, zgrabnie wplatając je w fabułę i przekierowując
je jako główną inspirację dla obrazu. Co wynikło z tego zabiegu? I
czy "Moonlight" faktycznie zasługuje na swój nowy tytuł?
Chiron jest
jeszcze dzieckiem, kiedy zaczyna doznawać ciągłych upokorzeń i
aktów przemocy ze strony swoich szkolnych kolegów. Chłopak mieszka
razem z uzależnioną od narkotyków matką, która stacza się
powoli na dno, a będąc wychowanym bez ojca, nie posiada żadnego męskiego
autorytetu. Na dodatek Chiron zmaga się z problemem określenia
własnej orientacji seksualnej, co z łatwością wykorzystują jego
brutalni koledzy. I chociaż sam nie do końca rozumie swoje
problemy, to jedno jest pewne - w takim środowisku nie może
wyrosnąć na porządnego człowieka. Jedyną pomoc chłopak uzyskuje u miejscowego handlarza narkotyków, Juana, który stwarza mu
namiastkę normalnego życia i daje cenne wskazówki. Jednak pewnego
dnia coś w Chironie pęka, a konsekwencje tego czynu już na zawsze
ukształtują jego przyszłość...
"Moonlight"
to tylko z pozoru klasyczny film o tematyce LGBT. Twórcy poprzez
zastosowanie niesztampowej struktury scenariusza, dobranie
odpowiednich aktorów i wreszcie poprzez niezwykłą realizację,
osiągnęli coś znacznie głębszego. W tym obrazie liczy się
przede wszystkim ulokowanie głównego bohatera w środowisku i
społeczeństwie, które w pewien sposób kształtuje jego myśli i
działania. Nie ma co ukrywać, że Chiron jest skromnym i mocno
zamkniętym w sobie chłopakiem, który totalnie nie radzi sobie z
zastaną rzeczywistością. Bo w końcu nikt mu przecież nie pokazał
co robić i jak się dopasować. Z tego powodu chłopak pozostaje
postacią silnie indywidualną, która to cecha sprawia, że czas
dojrzewania Chirona ukazany w filmie, pochłania całą uwagę widza.
I tak też pozostaje, dopóki Chiron nie dorasta. Reżyser w swoim
dziele porusza tak wiele aspektów i problemów, że jeden film
najzwyczajniej w świecie nie jest w stanie tego pomieścić. A
wygląda to tak, że ogromna ambicja twórców najpierw uderza,
zachwyca i czaruje, a później z łatwością zaobserwować można
jej powolny upadek, kiedy czas goni i z niektórych wątków trzeba
rezygnować.
Pod względem
realizacji produkcja wypada znakomicie, a to za sprawą świetnych
zdjęć i muzyki. Elementy techniczne budują w poszczególnych
scenach klimat i z napakowanej emocjonalnie historii, tworzą
wciągającą opowieść. Scenariusz został dobrze napisany, ale z
biegiem filmu da się odczuć pewne wpadki, które sprawiają, że
część ukazująca dorosłe życie Chirona (też dorosły Chiron,
zagrany przez Rhodesa, już nie przekonuje) znacznie odstaje
od reszty seansu. Natomiast pod względem aktorskim na duże uznanie
zasługuje przede wszystkim Hibbert i Sanders, wcielający się w
odpowiednio mniejszego i większego Chirona, a także jego ekranowa
matka - w tej roli świetna Naomie Harris - ukazana jako samotna i
zagubiona kobieta, którą stopniowo coraz mocniej wyniszcza nałóg.
Mahershala Ali został co prawda nagrodzony za swoją postać
Oscarem, ale mnie osobiście nie zachwycił aż w takim stopniu.
Najnowszy
film Barry'ego Jenkinsa, nagrodzony trzema Oscarami podczas
tegorocznej gali, jest filmem przede wszystkim świetnie
zrealizowanym. Jego słabym punktem jest fabuła, która szczególnie
pod koniec mocno kuleje. Dzieje się tak za sprawą przerostu treści
nad formą, gdyż reżyser zbyt wiele kwestii próbuje wcisnąć do
tego kameralnego i skromnego seansu. W wyniku tego część filmu
pozbawiona jest wyrazu, a nawet może zniechęcać do siebie. Sprawia
to, że "Moonlight" mimo znacznego potencjału i
niezwykłego konceptu, pozostaje filmem jedynie dobrym. Obraz
traktuje o problemach, o których powinno być głośno i które nie
mogą być pomijane. Z tego powodu bardzo szanuję pracę reżysera i
doceniam, że nie poszedł na skróty, ale stworzył dzieło o
głębszym znaczeniu i przesłaniu, które najlepiej jest odkryć
indywidualnie.
Moja ocena: 7/10
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z oceną końcową :) Spierałbym się na tym "przerostem treści na formą", bo w mojej opinii, jest zupełnie na odwrót. Właśnie forma, aspekty wizualne, muzyka i montaż to najbardziej "wyeksponowane" elementy filmu. Jeśli chodzi o treść to drażnią skróty myślowe i spora stereotypowości/schematyczność w jakiej zbudowany jest scenariusz. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPodzielam Twoje zdanie, że oprawa techniczna i muzyczna filmu jest rozbudowana i wyeksponowana, ale mimo wszystko tworzy klimat kameralnego seansu. A zbyt duża ilość wątków trochę ten spokój i prostotę formy zaburza. Takie moje odczucia. Pozdrawiam również! :)
UsuńNie oglądałam, ale wiem, że muszę nadrobić. Uwielbiam właśnie takie produkcje, które niosą ze sobą przekaz, który potrafi wywołać mnóstwo, mnóstwo przemyśleń.
OdpowiedzUsuństarwarspoland.blogspot.com