Scenariusz: Kenneth Lonergan
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 135 minut
Obsada:
Casey Affleck: Lee Chandler
Michelle Williams: Randi Chandler
Lucas Hedges: Patrick
Życie
ludzkie jest pełne dramatów i przykrych sytuacji, których zmuszeni
jesteśmy doświadczać niemal na co dzień. Jak wiadomo, z
przeszłością najlepiej jest się pogodzić i wyciągać wnioski z
lekcji dawanych przez życie. Tym, co odróżnia wszystkie problemy
od siebie, jest stopień odpowiedzialności za podjęcie konkretnej
decyzji lub czynu. A będąc związanym z drugim człowiekiem,
odpowiedzialność ta rośnie. Rodzina wymaga określonego
zachowania, któremu podporządkowanie z jednej strony może odbierać
nam teoretyczną wolność, a z drugiej daje coś o wiele lepszego -
bycie potrzebnym i kochanym, nadaje prawdziwy sens życiu. Podobnych
kwestii w sposób dosyć nietuzinkowy dotyka głośny film
"Manchester by the Sea" w reżyserii Kennetha Lonergana.
Film, który bardzo szybko zbiera wyśmienite oceny, a oczekiwania
wobec jego seansu ciągle rosną.
Lee Chandler
jest spokojnym i małomównym mężczyzną, w którego głowie kłębi
się wiele niespokojnych myśli. Jako dozorca ciągle czuje się
skrępowany swoją pracą, a zazdrością pomieszaną z gniewem
obdarza spotkanych w luksusowych garniturach ludzi. Neurotyczny Lee
popada w coraz to nowe konflikty i bójki w barach, a szalę
przechyla wiadomość o śmierci jego brata. Zrozpaczony mężczyzna
wraca do swojego rodzinnego miasta, aby dopełnić wszelkich
formalności związanych z pogrzebem i opieką nad swoim bratankiem
Patrickiem, powierzoną mu przez zmarłego. Lee będzie musiał
zmierzyć się na nowo ze swoją przeszłością, która skłoniła
go do gwałtowanego opuszczenia miasta i zmiany środowiska. A tylko
od niego zależy w jaki sposób ułoży wszystkie części tej
układanki, co być może wreszcie pozwoli mu poczuć się wolnym.
"Manchester
by the Sea" to praktycznie dramat jednej osoby, gdyż główny
prym zarówno emocjonalny, jak i fizyczny na ekranie wiedzie Lee. To
z tym bohaterem najmocniej się utożsamiamy, przez niego poznajemy
tajemniczą przeszłość i wraz z postępującym seansem rozumiemy
skutki teraźniejszości. Kenneth Lonergan stworzył niezwykle
ciekawy strukturalnie obraz, który stopniowo zapoznaje widza z
kolejnymi wydarzeniami, jednocześnie zawsze pozostawiajac sporą
dawkę niedopowiedzenia. Całość filmu opiera się przede wszystkim
na bólu, jakiego doświadczył i z jakim żyje Lee. Raz powziętych
decyzji i nieprzemyślanych działań nikt już nie cofnie, a ogromny
żal do własnej nieuwagi pozostaje wciąż nieodstąpiony. Z
pewnością niesztampowym zabiegiem jest skoncentrowanie się na
żałobie, smutku i tragedii jednego bohatera, który własną
odpowiedzialność musi nieść ciągle na swoich barkach. Lee zamyka
się w skorupie, do której nie dopuszcza nikogo i tym samym nie jest
w stanie przejść obok wydarzeń, które odebrały mu w życiu
praktycznie wszystko. Zdarzeniem, które zmusza głównego bohatera
do ponownego podjęcia tego trudnego tematu jest znów tragedia - tym
razem śmierć własnego brata, którego odejście nomen omen odbiera
tak wiele tym razem Patrickowi.
Tematem
przewodnim filmu jest próba zmierzenia się z własnymi lękami i
emocjami po latach, kiedy powinny one odejść wraz ze zmianą
otoczenia, a jednak wciąż decydują o działaniach i nie pozwalają
normalnie funkcjonować. Tutaj ogromnego znaczenia nabiera postać
odegrana przez Caseya Afflecka. I właśnie w tym miejscu niestety
spotkało mnie spore rozczarowanie, gdyż fenomenu ledwo
poruszającego się na ekranie Afflecka po prostu nie dostrzegam i
nie rozumiem. Moim zdaniem ogromny potencjał tej historii nie został
do końca przez to wykorzystany, a aktor chowa w sobie nie tylko
silne emocje związane z produkcją, ale też kunszt aktorski, który
cały czas trzymany jest na wodzy i ograniczany. Pewnie nie spotkam
się z szerokim poparciem mojego zdania, ale jednak - wyraźnie
rozgraniczam fabułę i głównego bohatera. Sądzę po prostu, że
można było dać tej roli więcej.
Cenię
sobie, że fabuła porusza codzienne sprawy, które dotykają każdego
człowieka. Sposób poprowadzenia historii jest naturalny i taki
prosty, ale z pewnością niebanalny. Czasem przeszkadzają niektóre
sceny, które tylko niepotrzebnie wydłużają obraz, częściej po
prostu irytuje Casey Affleck. Mimo to, "Manchester by the Sea"
posiada dobry scenariusz, który oferuje widzom historię z puentą,
z licznymi wątkami i emocjonalne zaplecze. Przykładem może być
scena ze świetną Michelle Williams, poruszającą i przekazującą
tak dużo nie słowami, ale właśnie gestem, mową ciała. Najnowszy
film Kennetha Lonergana przyjmuję jednak z nieco umiarkowanym
entuzjazmem, bardziej z pokorą i uwagą przed ukazanymi na ekranie
tragicznymi sytuacjami. A jednak seans mi się podobał, tylko tak
trochę ciągle coś mi w nim zgrzyta.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz