środa, 3 sierpnia 2016

Ave, Cezar! (Hail, Caesar!; 2016)

Reżyseria: Joel Coen, Ethan Coen
Scenariusz: Ethan Coel, Joel Coen
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Gatunek: Dramat, Komedia
Czas trwania: 106 minut

Obsada:
Josh Brolin: Eddie Mannix
George Clooney: Baird Whitlock
Ralph Fiennes: Laurence Laurentz
Scarlett Johansson: DeeAnna Moran
Tilda Swinton: Thora Thacker / Thessaly Thacker



Zaczynam szukać powoli jakiejś stałej zasady na moje postrzeganie filmów. Często wiem, już po obejrzeniu zwiastuna, zdjęć i plakatu, że dana produkcja na pewno przypadnie mi do gustu. Stroniąc już od mniejszych lub większych rozczarowań, takie podejście najczęściej ułatwia mi wybór satysfakcjonującego seansu. Lecz czasem sięgam po produkcję także z czystej chęci doświadczenia czegoś nowego i lepszego poznania danego twórcy. Nigdy nie byłam zbyt dobrze obeznana w filmografii braci Coen, tym ciężej było mi sprecyzować moje zdanie na temat efektów ich pracy. Sięgnęłam więc po ich najnowsze dzieło „Ave, Cezar!”, które równo podzieliło widzów. Z jakim skutkiem?


Eddie Mannix jako szef potężnego studia filmowego, czuwa nad całą masą hollywoodzkich produkcji. Cieszy się z sukcesów i jednocześnie musi znosić każdą porażkę i kłopoty, których wciąż przybywa. Obecnie nadzoruje realizację kilku filmów, a wśród nich znajduje się też długo wyczekiwany i niezwykle kosztowny „Ave, Cezar!”. W roli głównej występuje Baird Whitlock – jeden z najsławniejszych i najbardziej pożądanych aktorów. To właśnie jego postać przyczyni się do tym większego zamieszania. Bowiem w kilka dni po rozpoczęciu prac nad filmem aktor znika. Jak się okazuje, wkrótce do studia przychodzi żądanie za niego okupu, a Mannix będzie zmuszony dyskretnie załatwić tę sprawę, aby nie zaszkodzić wizerunkowi studia i dopiero co powstającego filmu.


Od czasu filmu „Co jest grane, Davis?” obserwuję, że dużo bardziej w produkcjach braci Coen podoba mi się zewnętrzna otoczka niż scenariusz. Ich najnowsze dzieło potwierdziło tę opinię. „Ave, Cezar!” to bezpośredni obraz Hollywood z jego złotych czasów. Szybki rozwój, wielość filmów i liczne kryzysy, które sprawnie były tuszowane i zamiatane pod dywan na wiele kolejnych lat naprzód. To także czas istnego szaleństwa, objawiającego się głównie w nietuzinkowych zachowaniach i działaniach ludzi kina. Potwierdzenie podobnych sytuacji znajdziemy w niemal każdej biografii aktora lub aktorki będącego u szczytu kariery w tamtych latach. Tak jak pokazuje film braci Coen, kręcono praktycznie o wszystkim, co zapewniało dużo zabawy, różnorodności, ale też kłopotów. Jednak stanowi to przede wszystkim o scenografii i pokaźnym tle tego filmu. Zagłębienie się w mechanizmy działania ogromnego studia filmowego to z pewnością coś niezwykłego, jak i przyprawiającego o zawrót głowy.


Główny wątek filmu stanowi porwanie Bairda Whitlocka. Poboczne motywy  to próba pozbycia się dwóch nazbyt ciekawskich dziennikarek, konieczność załatwienia męża aktorce i cierpienie reżysera nad brakiem talentu jednego z aktorów. Wszystkie wątki ciągle się miedzy sobą przeplatają i przeskakują z jednej sceny do drugiej. I chyba to też najbardziej mi przeszkadzało. Zanim wciągnęłam się w dany fragment filmu, już zaraz byłam w innym. Mimo że taka dynamika powinna działać na korzyść filmu, dla mnie stało się to po dość szybkim czasie nużące i trudne do wytrzymania. Bez wątpienia ogromną zaletą produkcji są jego kolorowe i zabawne gagi, dosyć cięty humor i rzeczywiste spojrzenie na Hollywood. Tutaj praktycznie nic nie jest ukrywane, a ta bezpośredniość staje się od razu bardzo uderzająca.


W „Ave, Cezar!” mamy też do czynienia ze znakomitą obsadą aktorską, która moim zdaniem znacznie buduje ten film. Choć role większości aktorów są bardzo ograniczone czasowo, to pozostawiają po sobie miłe wrażenie. Dwojąca się w oczach Tilda Swinton i opanowany Ralph Fiennes to dwie postaci, które najmocniej zwróciły moją uwagę. A Josh Brolin sprawnie dotrzymuje im kroku i tempa. W najnowszym filmie braci Coen pełno jest zapadających w pamięć ujęć i scen, które mimowolnie budzą podziw przez swoje dopracowane i jednocześnie bardzo proste wykonanie. Miła dla oka jest cała scenografia, która tworzy z filmu piękny obrazek. Nie do końca jestem przekonana niestety do scenariusza dzieła, który wydaje mi się być bardzo chaotyczny. Technicznie „Ave, Cezar!” całkowicie spełnia moje oczekiwania. Jeśli chodzi o fabułę czuję spory zawód, gdyż film mimo ciekawych zapowiedzi, nie porwał mnie.

Moja ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz