niedziela, 15 maja 2016

Olbrzym (Giant, 1956)

Reżyseria: George Stevens
Scenariusz: Fred Guiol, Ivan Moffat
Produkcja: USA
Gatunek: Melodramat, Western
Czas trwania: 201 minut

Obsada:
Elizabeth Taylor: Leslie Benedict
James Dean: Jett Rink
Rock Hudson: Jordan "Brick" Benedict


Corocznie powstaje wiele nowych produkcji, z którymi dobrze jest być na bieżąco. Jednak w historii zapisały się również pewne klasyki, mające ogromny wpływ na dalszy rozwój kinematografii. I tak wśród tej długiej listy ekranowych gigantów znalazł się film George’a Stevensa o znamiennym tytule „Olbrzym”. Jeśli film swoją nazwą nie nawiązuje do obszernego czasu trwania, to z pewnością określa jego formę. Obraz równie dobrze można ogłosić eposem, który niesie ze sobą niezwykłe i niezapomniane treści.


Jordan Benedict, właściciel ziemi o powierzchni prawie 250 tysięcy hektarów, jest w Teksasie najbogatszym i najbardziej wpływowym człowiekiem. Mężczyzna zajmuje się przede wszystkim hodowlą, a swoją fortunę przeznacza na ulepszanie swojego rancza. Pewnego dnia wybiera się do innego stanu, aby dokonać zakupu bardzo cennego konia. Benedict wraca do domu nie tylko z nowym zwierzęciem, ale również z żoną, Leslie. Kobieta zupełnie inaczej wychowana niż jej mąż będzie musiała dopiero oswoić się z twardym charakterem Teksańczyków. Uparta postawa Leslie, jak i zaloty pracownika Benedictów, mogą znacznie utrudnić jej ciepłe przyjęcie w nowych stronach.


Warto zaznaczyć, że „Giant” cechuje się przenikliwą charakterystyką przemian społeczno-gospodarczych Ameryki w pierwszej połowie XX wieku. Przez to jego wydźwięk jest jeszcze bardziej cenny, gdyż pozwala zauważyć te zmiany w sposób przejrzysty i łatwy. Tak oto mieszkańcy Teksasu zostali wybrani jako ci, którzy wyróżniają się dosyć wysokim poczuciem wyższości nad pozostałymi ludźmi, którzy nie odznaczają się amerykańskim pochodzeniem. Dosyć wyraźnie ukazuje się problem rasizmu i nierównego traktowania ludzi. Na taką też postawę sąsiadów natrafia Leslie, dla której podobna obojętność wobec losu drugiego człowieka jest nie do pomyślenia. Kobieta wcale nie zamierza dostosować się do zasad teksańskiego stylu życia i wprost zaczyna takim ludziom pomagać, co oczywiście spotyka się z niezadowoleniem i ogólnym zgorszeniem. Obraz jednocześnie przedstawia zupełnie różne charaktery ludzi, którzy zostali wychowani w odmiennych warunkach. Gorący klimat Teksasu w połączeniu z piaszczystymi polami wydaje się być doskonałym odzwierciedleniem zachowania swoich mieszkańców. To zderzenie kompletnie innych podejść do życia Leslie i Jordana jest bardzo ciekawe i pouczające.


Podstawą filmu jest jego obsada aktorska. Elizabeth Taylor jako Leslie zachwyca swoją urodą, jak i doskonale oddaje sens swojej bohaterki. Piękna pani z pełnym makijażem, ubrana w modne stroje również potrafi tupnąć obcasem kiedy trzeba i głośno wyrazić swoje zdanie. Mimo że w Teksasie podobna sytuacja jest raczej niedopuszczalna, tak tutaj to Leslie zaczyna dominować nad swoim mężem, wpływając na zmianę jego zachowania i poglądów. Rock Hudson dobrze ukazuje postać ojca, dla którego życie z Leslie usłane jest kompromisami. Na ekranie duże znaczenie dla kolejnych wydarzeń ma Jett Rink – nieznośny pracownik Benedictów. Kiedy tylko chłopiec otrzymuje spadek po swojej przyjaciółce, jego życie zostaje wywrócone do góry nogami. W tej roli bardzo dobrze wypadł James Dean, dla którego była to ostatnia rola w życiu.



„Giant” to przede wszystkim zbiór charyzmatycznych bohaterów, którzy tworzą fabułę i odpowiednie emocje na ekranie. Godna podziwu jest również charakteryzacja, która sprawia, że życie w Teksasie realistycznie płynie do przodu. Scenariusz w połączeniu z aktorstwem i otoczką zewnętrzną buduje naprawdę dobry seans. Mimo że uderzać może pójście na skróty, zbyt amerykański wydźwięk filmu bądź też zwykłe skupienie się tylko na jednej rodzinie, to zapewniam, że z obrazu da się wyciągnąć o wiele, wiele więcej. Seans niesamowicie wciąga i przenosi widza w zupełnie inny krajobraz. Ponadto produkcja George’a Stevensa ukazuje też rolę jednostki, jej wzrostu i upadku. W końcu każda historia ma nie tylko swoich bohaterów, ale też ofiary, które ostatecznie nie potrafiły dostosować się do otaczającej rzeczywistości. Ta mieszanka westernu i melodramatu tworzy coś niepowtarzalnego, w co polecam zagłębić się każdemu.

Moja ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. "Olbrzym" to jeden z pierwszych filmów z lat 50-tych, po które sięgnęłam poznając to kino. Pozycja koniecznie do powtórki. Myślę, że teraz bardziej bym go doceniła, niż kiedyś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też z chęcią będę jeszcze po niego sięgać. :)

      Usuń