czwartek, 12 listopada 2015

Sufrażystka (Suffragette, 2015)

Reżyseria: Sarah Gavron
Scenariusz: Abi Morgan
Produkcja: Wielka Brytania
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 106 minut

Obsada:
Carey Mulligan: Maud Watts
Helena Bonham Carter: Edith Ellyn
Meryl Streep: Emmeline Pankhurst
Brendan Gleeson: Inspektor Arthur Steed


Strajki, protesty, bunty. Jak odróżnić sytuację, gdy są faktycznie uzasadnione od tej, kiedy są one konsekwencją jedynie niezadowolenia i kaprysu ludzi? Na przestrzeni lat walczono w ten sposób o tysiące spraw, które z założenia powinny poprawić byt ludzki. Niektóre kończyły się sukcesem, inne porażką. Bardzo często brutalnie rozpędzane z powodu wystąpienia przeciwko władzy. Historia zna całe mnóstwo takich przykładów. Nad jednym z nich skupiła się Sarah Gavron – reżyserka filmu „Sufrażystka”.


1912 rok, Anglia. Maud Watts ciężko pracuje w pralni, w której spędziła większość swojego życia. Spracowane ręce i poparzenia na ciele od pary to tylko ułamek tego, jak wiele ją ta praca kosztuje. Kobieta zarabia na dom, który dzieli z mężem i ukochanym synkiem. Maud na co dzień spotyka się z poniżeniem i wykorzystywaniem kobiet w pracy, jednocześnie cicho marząc o poprawie swojego losu. Okazja pojawia się, gdy znajoma wtajemnicza ją w spotkania sufrażystek, walczących o szereg praw dla płci żeńskiej. Wypędzona przez swojego męża Maud chce za wszelką cenę odzyskać kontakt z synem, a także nie dopuścić do tego, by małe dziewczynki w przyszłości dzieliły los podobny do jej własnego.


W trakcie seansu boleśnie uświadomiłam sobie jak mało wiem o sufrażystkach. Wiadome są ich cele, jednak same działania pozostają w niepamięci. No i najważniejszy kontekst epoki, bez którego nie da się tego tematu obejść. Z tego względu produkcja Sarah Gavron wydaje się spełniać swoje zadanie, gdyż wyjątkowo sprawnie łączy bieg fabuły z historycznymi nazwiskami i mocno podobnymi zdarzeniami. Film oddaje hołd kobietom, które domagały się praw dla swojej płci i nie bały się sprzeciwić zastałej rzeczywistości. Bo sytuacje ukazane na ekranie mogą czasem wprowadzić w prawdziwe osłupienie. Tym bardziej warto się w fabułę zagłębić.


Chyba najbardziej w całym filmie spodobało mi się przedstawienie głównych bohaterek. Choć dominuje historia Maud Watts, to wszystkich kobiet dotyczy to w równym stopniu. Sufrażystki zostały tu ukazane jako zwyczajne kobiety, które pragną jedynie zmienić swoje życie na lepsze, czego państwo im niestety nie umożliwia. Niższe zarobki, więcej godzin pracy – a mimo to wcale nie odebrałam tego tak, że kobiety są tutaj ofiarami. Owszem, były poszkodowane, lecz reżyserka wyraźnie zaznacza w swoim dziele, że wszelkie protesty i akcje zostały wywołane z ich świadomego wyboru. Wiedziały, że będą szykanowane w prasie i nękane przez sąsiadów. Że przewrócą swoje życie do góry nogami. A mimo tego zdecydowały się walczyć o swoje. Taka postawa cechuje się odwagą, ale wcale nie wymaga współczucia od widza. Sufrażystki wykreowane przez Sarah Gavron to przede wszystkim kobiety zdecydowane na zmiany i niegodzące się na swój los.


Niezwykłym wprowadzeniem w klimat dzieła jest rewelacyjna muzyka autorstwa Alexandre’a Desplata, który przecież może pochwalić się tak wielkim doświadczeniem i talentem. Równie ważnym aspektem jest aktorstwo, które wypada w filmie bardzo dobrze. Carey Mulligan wydaje się idealnie pasować do swojej roli, wbijając się w kanon delikatnej i równocześnie zadziornej, silnej kobiety. Podobnie zresztą Helena Bonham Carter, którą jakoś tak miło tym razem oglądać bez dziwacznych kostiumów lub fryzur. Całość prezentuje się zaskakująco dobrze, gdyż znajdą się tutaj spokojnie, jak i też bardziej brutalne sceny. Film tworzy zwartą opowieść o losach kobiet, które odważyły się zrobić ten jeden krok więcej do przodu. Naprawdę warto zobaczyć.

Moja ocena: 8/10

3 komentarze:

  1. Oj tak, Mulligan idealnie obsadzona :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, a w moich kinach tego filmu nie grali :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak myślałam, że Bond zupełnie przyćmi premierę "Sufrażystki"...

      Usuń