Scenariusz: Roman Polański, John Brownjohn, Gerard Brach
Produkcja: Francja, USA, Wielka Brytania
Gatunek: Erotyczny, Melodramat
Czas trwania: 140 minut
Obsada:
Peter Coyote: Oscar Benton
Emmanuelle Seigner: Mimi
Hugh Grant: Nigel Dobson
Kristin Scott Thomas: Fiona Dobson
Z twórczością Romana Polańskiego
tak już jest, że każde jego dzieło przynosi zupełnie inne doświadczenia
filmowe. Ale za to tym bardziej podziwiam reżysera. Mimo słabszych momentów w
karierze, nigdy nie poddał swojego osobistego zapatrzenia na sztukę filmową.
Jego filmografia bogata jest w produkcje różnych gatunków, a większość obrazów
posiada znamienne i zastanawiające tytuły. Co kryje się w „Gorzkich godach”?
Akcja rozgrywa się na
statku, na którego pokładzie goście będą
świętować Nowy Rok. Sparaliżowany od pasa w dół Oscar podróżuje wraz ze swoją
młodą i piękną żoną Mimi. Niedaleko nich odpoczywa małżeństwo z siedmioletnim
stażem, które wydaje się być już sobą zmęczone. Relacje pomiędzy obiema parami
wkrótce się zacieśniają, a Oscar zwierza się Nigelowi ze swojej przeszłości.
Na szczególną uwagę zasługuje z
pewnością struktura fabuły. Na
początku mamy do czynienia z scenami, opisującymi z pozoru zwykły rejs
statkiem. Jednak to co może wydawać się normalne, kryje w sobie wiele tajemnic.
Tak jest z małżeństwem Nigela i Fiony. Pragną oni przede wszystkim od siebie
odpocząć i jakoś ożywić swoją relację. Mimo tego tworzą doskonałe pozory idealnego związku. Wszystko
zaczyna się zmieniać, gdy Oskar zaczyna dzielić się z Nigelem swoimi
wspomnieniami. Możliwe, że mężczyzna chce sobie tylko ulżyć, podzielić się
ciężarem swojego istnienia. Na słuchacza wybiera osobę niemal niewinną, która
pozostaje w wieloletnim związku i ani myśli o zdradzie. Jednak i to również się
zmienia, gdy w towarzystwie pojawia się urocza Mimi. Bardzo sprośne opowieści
mężczyzny z lat pełnej sprawności budzą w Nigelu nowe uczucie.
Potężną siłą obrazu jest jego specyficzny klimat, dzięki któremu akcja
tym bardziej wciąga. Z coraz większym zainteresowaniem śledziłam kolejne sceny,
a każda z nich przynosiła zupełnie nowe rozwiązanie i pomysł. W „Gorzkich
godach” niczego nie można być pewnym, gdyż reżyser skutecznie lawiruje pomiędzy
wątkami. Odniesienia do przeszłości są gwałtowanie przerywane powrotem do
teraźniejszości. Przez takie zabiegi widz nie ma szans zaznać nudy. Film
poprzez swoje wykonanie bezustannie wzbudza
zachwyt, bo tak naprawdę nie wiemy czego się spodziewać w kolejnych
minutach seansu. W swojej pracy Polański jest więc nieprzewidywalny. Fabuła, opierająca się na swoistej spowiedzi
głównego bohatera, tworzy pewnego rodzaju senną fantazję. Co tylko dodatkowo
podnosi wartość filmu.
Obsada aktorska sprawdza się doskonale.
Emmanuelle Seigner (obecna żona Polańskiego) nie pozwala odwrócić od siebie
wzorku, zręcznie zmieniając swoje emocje. Aktorka podobnie jak w „Wenus w futrze” fascynuje i kusi swoim ciałem. Reżyser umiejętnie zwodzi oczekiwania
widza, po to, by za moment uderzyć z podwójną siłą. „Gorzkie gody” to opowieść przesiąknięta aluzjami i złymi
przeczuciami, opisującymi nieszczęście, które już się wydarzyło.
Niesamowita podróż z Romanem Polańskim przez zakątki ludzkiej duszy prowadzi do
nieoczekiwanych zwrotów akcji. To
trzeba koniecznie przeżyć samemu!
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz