Scenariusz: David Lynch
Produkcja: USA
Gatunek: Thriller
Czas trwania: 120 minut
Obsada:
Isabella Rossellini: Dorothy Vallens
Kyle MacLachlan: Jeffrey Beaumont
Dennis Hopper: Frank Booth
Laura Dern: Sandy Williams
Przypomina się Wam sytuacja,
kiedy jedno zdarzenie ciągnie za sobą bieg pozostałych? Można by rzec, że to
typowy efekt domina. Jednak jakby na to nie patrzeć, to człowiek decyduje o
swoim zachowaniu. Czasem są to decyzje trafione, czasem mniej, co sprowadza
określone konsekwencje. Oznacza to, że wielu złym rzeczom można by zapobiec.
Jednak jak wtedy przekonać się, co przez to tracimy?
Jeffrey jest nastolatkiem, żądnym przygód i nowych doświadczeń. Wspaniałą okazją wydaje się odnalezienie ludzkiego ucha, które chłopak zanosi prosto do detektywa Williamsa. Jego córka wkrótce informuje Jeffreya o piosenkarce z klubu nocnego, podejrzewanej o udział w tajemniczej sprawie, której dochodzeniem zajmuje się policja. Zaciekawiony chłopak postanawia na własną rękę sprawdzić mieszkanie piosenkarki, w czym pomóc ma mu Sandy. Wkrótce Jeffrey ulega urokowi pięknej kobiety, z czym niestety wiążą się kolejne niebezpieczeństwa.
„Blue Velvet” to historia, jakich
mało. Z jednej strony ma specyficzny klimat, urzeka muzyką i scenografią. Z
drugiej natomiast, produkcja wydaje się być niezwykle prosta i dosyć naiwna.
David Lynch ma swój własny styl, który z łatwością można wyróżnić na tle
pozostałych filmów. Jego opowieść przesiąknięta jest tajemniczością, grozą i
ciemnością. Główni bohaterowie wciąż znajdują się w zagrożeniu, co potęguje
niepokój widza. Kolejne sceny odkrywane są wraz z nastolatkiem, z którym
jednocześnie ciężko się utożsamić. Jego niekonwencjonalne metody odkrywania
zbrodni są przerażające, zważając na fakt, że chłopak nie ma żadnego wsparcia
(policja), a jego sposób zdobywania dowodów pozostaje nielegalny. Jasne jest,
że mógłby zostawić tę sprawę doświadczonym ludziom, ale wtedy fabuła mogłaby
upaść.
Mnie osobiście ta młodzieńcza naiwność psuła cały obraz. Jakby bardziej skomplikować akcję, nadać większe znaczenie detektywowi… Styl reżysera nie do końca mi odpowiada. Ze względu na pojawiającą się absurdalność w momentach jak najbardziej tragicznych. Niesamowite jest działanie Lyncha na wyobraźnię widza, choć to sprawa jak najbardziej indywidualna. Scena gwałtu pojawiła się tylko we fragmencie, a odnosi się wrażenie, jakby cały ten film był pełny podobnych ujęć. W dodatku reżyser trafnie pokazuje obłudę mieszkańców. W jednej chwili uśmiechnięty mężczyzna macha do odbiorcy dzieła, zadowolony ze wszystkiego wokół, a w drugiej oglądamy ohydne sceny z Frankiem i jego kumplami.
Film można określić jako
kontrowersyjny, choć nieco trudniej już się z takiego zdania wybronić. David
Lynch nie trafi do wszystkich, do mnie samej trafia w umiarkowany sposób. Jego
mieszanka grozy, brutalności, absurdu i naiwności jest niełatwa do przyjęcia,
mimo że fabuła nie jest w sposób szczególny zaskakująca. Na plus warto zaliczyć
ciągłe odczucie niepokoju i napięcia, a także chwile strachu, kiedy Jeffrey
naraża się na coraz większe niebezpieczeństwo. Muzyka stanowi spore podparcie
dla obrazu, przez co przyjemniej się go odbiera. Warto dać szansę „Blue
Velvet”, szczególnie że to podobno najgłośniejsza produkcja Davida Lyncha.
Moja ocena: 6/10
Trzeba zacząć od tego, że najgłośniejsze dzieło Lyncha to "Głowa do wycierania".
OdpowiedzUsuń"Blue Velvet" jest moim ulubionym filmem ów reżysera. Ja ogólnie nie przepadam za jego filmami. :P Temu dałem bardzo wysoką notę... Dla mnie ten klimat jest rewelacyjny. Kiedyś na pewno wrócę do tej produkcji.
pozdrawiam
K