środa, 11 lutego 2015

Teoria wszystkiego (Theory of Everything, 2014)

Reżyseria: James Marsh
Scenariusz: Anthony McCarten
Produkcja: Wielka Brytania
Gatunek: Biograficzny, Dramat
Czas trwania: 120 minut

Obsada:
Eddie Redmayne: Stephen Hawking
Felicity Jones: Jane Hawking
Charlie Cox: Jonathan Hellyer Jones
Emily Watson: Beryl Wilde



Muszę przyznać, że „Teoria wszystkiego” dosyć mnie zaskoczyła. James Marsh proponuje biografię słynnego astrofizyka Stephena Hawkinga, którego nazwisko większości przynajmniej obiło się kiedyś o uszy. Film oparty jest na książce żony naukowca – Jane Wilde, która spędziła ze swoim chorym mężem 30 lat. Produkcja w niezwykły sposób ukazuje życie człowieka, dotkniętego śmiertelną chorobą, który mimo wszystko stara się spełniać swoje pasje. Czy nominowana w 5 kategoriach „Teoria wszystkiego” okaże się czarnym koniem Oscarów?


Młody Stephen jest ambitny i w pełni świadomie wiąże nadal swoje życie z nauką. Jego typowo fizyczne ukierunkowanie powinno poprowadzić go do wielkich odkryć i sukcesów. Tymczasem po feralnym upadku, Stephen zostaje przewieziony do szpitala. Diagnoza jest ostateczna – stwardnienie zanikowe boczne, dające mu przeżyć jeszcze tylko dwa lata. Załamany taką perspektywą Stephen odcina się od uniwersyteckich przyjaciół, a także od nowo poznanej dziewczyny. Jednak to właśnie Jane wszczepia w niego nadzieję na lepsze jutro. Stephen i Jane biorą ślub i postanawiają razem stawić czoła postępującej chorobie.


Jak już kiedyś pisałam, biografia to niezwykle ciężki gatunek do zrealizowania. Decyzja z jakiej strony ukazać postać danej osoby, a także które wątki z jej życia wybrać, jest znacząca. Każdy widz bowiem ma swoje własne gusta i przekonania na temat danego filmu. Zaryzykować wszystkim czy stworzyć dosyć wyważoną historię? Sztuką jest zaciekawić widza przedstawioną postacią, a także zainteresować jej losami. W przypadku „Teorii wszystkiego” James Marsh spisał się bardzo dobrze. O naukowych osiągnięciach Stephena Hawkinga możemy w każdej chwili poczytać w Internecie i nie wymaga to od nas emocjonalnego zaangażowania. Natomiast wątek miłosny wymaga, co zostało świetnie zobrazowane. Reżyser skupia się również na postaci Jane, która spędziła z chorym astrofizykiem 30 lat, mając z nim trójkę dzieci. Jej postać, zagrana przez Felicity Jones, odciąga nieco uwagi od głównego bohatera. Mimo wszystko nie odbieram tego jako wadę filmu, gdyż często najbliżsi chorych są pomijani, a całe współczucie wędruje do poszkodowanego. Jane podjęła świadomy wybór, aby pozostać ze Stephenem. Nie chodzi nawet o współczucie dla niej, lecz o zrozumienie jej niezwykle trudnej i wyczerpującej misji.


Obraz Jamesa Masha jest poruszający. Wiele scen wzrusza, co przecież wydaje się być całkiem naturalne. Niemałe znaczenie ma tutaj również muzyka, która wprowadza w odpowiednią atmosferę. Miałam wrażenie, że momentami film za bardzo uciekał w stronę Jane, pozostawiając postać Hawkinga z boku. Jednak postępująca choroba, która zacznie wyniszczyła organizm mężczyzny nie pozwala o sobie zapomnieć. „Teoria wszystkiego” pozostawia po sobie piękny przekaz. Rozwijanie swoich pasji prowadzi do zostawienia w tym co robimy cząstki siebie. Spełnianie marzeń i usilne dążenie do celu, w połączeniu ze wsparciem bliskich, może wygrać nawet ze śmiertelną chorobą. Choć niewiele w „Teorii wszystkiego” teorii naukowych, to wiele w nim nauk dotyczących życia. Rewelacyjna rola Eddiego Redmayne’a koniecznie powinna zostać doceniona przez Akademię.

Moja ocena: 8/10

4 komentarze:

  1. Nie mogę się przekonać do tego filmu, to jedyny obraz z Oscarowej puli, którego jak na razie zupełnie nie mam ochoty oglądać. Ale przed rozdaniem będzie trzeba nadrobić i mam nadzieję na pozytywne zaskoczenie

    OdpowiedzUsuń
  2. ,,Teoria wszystkiego" to mój ulubiony film nie będzie więc dziwne jeśli powiem, że jestem tym filmem zachwycona. To jak została ukazana postać Jane powala i daje widzowi do myślenia, że miłość może pokonać wszystko trzeba jedynie wierzyć. To jaką Jane była niezwykle silną kobietą pokazuje, że nigdy nawet w najgorszych sytuacjach nie można się poddawać. Redmayne wcielając się w Stephena zrobiła kawał niezłej roboty. Nikt nie zrobiłby tego lepiej. A muzyka z filmu jest fantastyczna. <3

    OdpowiedzUsuń