Scenariusz: Ryan Condal, Evan Spiliotopoulos
Produkcja: USA
Gatunek: Fantasy, Przygodowy
Czas trwania: 98 minut
Obsada:
Dwayne Johnson: Herkules
Ian McShane: Amfiaraos
John Hurt: Kotys
Rufus Sewell: Autolykos
„Hercules” w reżyserii Bretta
Ratnera to kolejna próba przedstawienia losów słynnego herosa na ekranie.
Zaczęło się nie tak niewinnie, gdyż już w 1969 roku w rolę syna Zeusa wcielił
się Arnold Schwarzenegger. Później przyszedł czas na mini seriale o przygodach
Herkulesa, a także dobry i solidny film animowany, który według mnie najlepiej
z dotychczasowych prób ukazuje jego postać. Najnowsza produkcja skupia się na
nieco innych aspektach życia herosa niż przykładowo film animowany. Czy tak
jest lepiej? Która wersja przygód Herkulesa jest najwiarygodniejsza?
Herkules jako syn Zeusa i jego kochanki musi zmierzyć się z gniewem prawowitej żony Zeusa – Hery. Chłopiec musi wykonać 12 prac. Mimo pełnego sukcesu jego życie przepełnione jest cierpieniem, które próbuje ukoić ciągłą walką. Rozpacz po stracie rodziny i niewyjaśnione okoliczności ich śmierci przekładają się na jego siłę. Walka herosa uzależniona jest jednak od pieniędzy i aktualnego zleceniodawcy. Pewnego dnia do mężczyzny przychodzi córka króla Kotysa, prosić o pomoc w pokonaniu wroga. Herkules wraz ze swoimi kompanami zbiera i szkoli żołnierzy. Ale czy aby na pewno syn Zeusa stanął po dobrej stronie?
Jeżeli chodzi o wiarygodność, to
z góry wiadomo, że bardzo ciężko jest przedstawić losy półboga, które można by
uznać za prawdziwe. Tym bardziej, że historia Herkulesa jest częścią mitologii.
Pojawia się pytania czy lepiej przedstawić herosa bardziej jako człowieka, czy
bardziej jako boga. Film animowany z 1997 roku ukazuje Herkulesa jako potężnego
wojownika, którego siła pokonuje wszelkie przeszkody. Jednak cechy typowo
ludzkie również nie są mu obce, gdyż zakochuje się w kobiecie. W wersji Bretta
Ratnera Herkules przedstawiony jest jako człowiek, który błąka się bez celu po
świecie. Spędza czas z kolegami, popijając różne trunki i służąc Jolaosowi za
dowód jego opowieści, dla którego Herkules jest wujkiem. Heros ma więc rodzinę
na Ziemi, a nawet wychowywał się w ubogim miejscu. Dodatkowo w pewnym momencie
obrazu mężczyzna jest przedstawiony jako niezwykle ciężko doświadczony przez
życie człowiek, na którego spadło wiele zła. Taki sposób ukazania herosa
sprawia, że widz szybciej będzie mu współczuł niż go podziwiał. Kolejnym
fenomenem jest fakt, że Herkules nie walczył sam! Gdzie się podział ten
wspaniały heros, który wykonał wszystkie 12 prac? Okazuje się, że półbóg nie
działa sam. Zamiast tego walczy z całą grupą przyjaciół/towarzyszy broni,
którzy przynajmniej w początkowych potyczkach wykonują za niego niemal całą
brudną robotę. Dwayne Johnson, który wcielił się w głównego bohatera, jest
umięśnionym mężczyzną, jednak jak to śmiesznie wygląda, kiedy za takiego
mocnego mężczyznę wrogów zabija kobieta. Herkules nadużywa swoich pięści,
rozdając uderzenia przeciwnikom. Mimo tego jego walka budzi raczej uśmiech na
twarzy niż aplauz. I wcale nie chodzi mi o złośliwy śmiech, ależ skąd.
Zupełnie nowa perspektywa losów Herkulesa jest inna, lecz nie do końca skuteczna i odpowiednia. Przekaz produkcji mówi, że ludzie potrzebują bohatera, kogoś w kogo będą mogli wierzyć i na nim się wzorować. W pewnym momencie obrazu historia herosa wywodząca się z mitologii zostaje zakwestionowana. Sprawia to, że możemy ujrzeć półboga jako dość zwykłego człowieka z lwią czapką na głowie. Jednak w dalszych sekwencjach filmu Herkules pracuje na uznanie i swoją pozycję bohatera, a pojawiające się motywy nadludzkiej siły kierują nasze myśli ponownie na mitologię. Mimo tego złudnego zagmatwania, losy syna Zeusa są dość banalnie przedstawione. W „Herculesie” z 2014 roku nie znajdziemy pełnych napięcia intryg, a poczynania bohaterów z łatwością można przewidzieć. Aktorstwo w produkcji jest dosyć mierne, żadna rola nie wyróżnia się. Wyjątkiem jest ciekawa postać Amfiaraosa, czekającego na wypełnienie się jego fatum. Od strony technicznej dzieło prezentuje się dosyć dobrze, jednak bez rewelacji.
Wszystkie aspekty filmu po zsumowaniu
dają niezły efekt. Obraz nie ma szans na prestiżowe nagrody, szeroko pojęte
uznanie czy też zachwyt ze strony publiczności. Nowa wersja losów Herkulesa nie
zachwyca, ale nie jest też zupełną porażką. Moim zdaniem na korzyść filmu
przemawia komizm niektórych sytuacji, a produkcja nie jest przez to drętwa.
„Hercules” nie ma najmniejszych szans dorównać czołowym superbohaterom Marvela,
jednak przecież nie to tu chodzi. Mimo że obraz nieco umniejsza chwałę tego
bohatera, to nadal pozostaje on mitycznym herosem, dającym przykład i wiarę w
zwycięstwo.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz