Scenariusz: Woody Allen, Marshall Brickman
Produkcja: USA
Gatunek: Komedia obyczajowa
Czas trwania: 93 minuty
Obsada:
Woody Allen: Alvy Singer
Diane Keaton: Annie Hall
Tony Roberts: Rob
Carol Kane: Allison
Paul Simon: Tony Lacey
Shelley Duvall: Pam
„Annie Hall” początkowo trwała o
wiele dłużej, lecz materiał został skrócony i przerobiony przez montażystę
Ralpha Rosenbauma. Film miał być kontynuacją komedii w stylu Spencera Tracy’ego
i Katharine Hepburn. Mimo że pomysł został oczywiście odrzucony, to zauważyłam
dość spore podobieństwo pomiędzy Diane Keaton a Katharine Hepburn (fryzura,
luźne stroje, sposób zachowania). Zamiast kolejnej prostej komedyjki powstało
dzieło oparte na wyobrażeniach Woody’ego Allena, poruszające wątek miłosny i
wspomnienia z dzieciństwa.
Produkcja zaczyna się monologiem
głównego bohatera Alvy'ego. Faktyczna
historia rozpoczyna się od rozmowy Alvy’ego ze swoim przyjacielem Robem o
charakterze życia. Tego typu poważne rozważania są istotą produkcji Allena. Pozostała jej część poświęcona jest związkowi Alvy’ego z Annie. Mężczyzna jest zbyt
neurotyczny i zwraca dużą uwagę na seks, którego Annie wolałaby jednak unikać.
Alvy wspomina także dawne czasy, ze swoją pierwszą żoną oraz początek romansu z
Annie. Kolejne etapy miłości, rozstania i ponownego nawiązani kontaktu są
opisane dość rozlegle, chaotycznie, jednak coś jest takiego w tej historii, co
zwraca na siebie uwagę. Chaos wydaje się być zaplanowany i świadomy, aby
poprzez ten nieład dotrzeć do widza.
Ciężko jest mi określić swój
stosunek do Woody’ego Allena. Z jednej strony lubię jego filmy, choć skłaniam
się bardziej ku jego starszym produkcjom. Przykładowo „Zakochanych w Rzymie”
uważam za nieudany film, w którym styl reżysera dużo stracił na jakości.
Niesamowicie się wynudziłam podczas seansu, dlatego chętnie zagłębiam się w
produkcje z początków kariery Allena. Z drugiej strony liczne monologi
wplecione w jego dzieła są nieco męczące, bo ich ilość jest zdumiewająco duża.
Niektóre z nich są pouczające, jednak spora ich część to po prostu gadanie do
kamery, którego momentami nie akceptuję. Podstawą filmów Allena są rozbudowane
dialogi, mające kilka funkcji: napędzają fabułę, tworzą film i zastępują
muzykę. Jednak Woody Allen jak nikt potrafi stworzyć konwersację pomiędzy
bohaterami, która zaciekawi, poruszy, pokaże ukrytą prawdę życiową lub
zwyczajnie opowie o czym jest film. Wypowiedzi jego bohaterów mają swoją własną
magię, która czasami wydaje się być nużąca, to jednak jest niepowtarzalna.
Kiedy włączymy jeden z filmów Allena komuś niezbyt dobrze znającemu się na
kinie, jest duże prawdopodobieństwo, że wskaże poprawnie imię i nazwisko autora owego
obrazu. Allen posiada oryginalność i niepowtarzalność. Można powiedzieć, że
tworzy własny rodzaj kina, który pomimo wad, cieszy się powodzeniem, a każde
jego nowe dzieło przyjmowane jest zazwyczaj z zaciekawieniem.
Tytuł produkcji Allena brzmiał
„Anhedonia”, czyli niezdolność odczuwania przyjemności. Dopiero na trzy
tygodnie przed premierą został zmieniony na „Annie Hall”. Reżyser stale upiera
się, że film nie ma wątków autobiograficznych, jednak ciężko się z tym zgodzić.
Na ekranie można dostrzec wiele podobieństwa pomiędzy Alvy’m a Allenem, choćby
nawet samo żydowskie pochodzenie. Podobnie jest w przypadku aktorki Diane
Keaton, która w rzeczywistości była kiedyś kochanką reżysera. Keaton to
naprawdę tytułowa bohaterka, gdyż jej nazwisko rodowe brzmi Hall, a także
nadano jej przezwisko Annie. W produkcji Allena z 1977 roku zadebiutował między
innymi Christopher Walken, a także epizodycznie pojawia się tam Truman Capote
(grający sobowtóra Trumana Capote).
„Annie Hall” to dawka żydowskiego
humoru, zwątpienia, pokręcenia, zjadliwych uwag o seksie oraz psychologii.
Jednocześnie jest to pierwszy film Allena o tak wysokiej dojrzałości
emocjonalnej, co nadało jego karierze nowy obrót. Według mnie niemożliwym jest
opisać jednym słowem twórczość Allena, dlatego nawet nie próbuję podejmować się
tego zadania. Podsumowując, warto obejrzeć.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz