Scenariusz: James L. Brooks
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat, Komedia, Romans
Czas trwania: 132 minuty
Obsada:
Shirley MacLaine: Aurora Greenway
Jack Nicholson: Garrett Breedlove
Debra Winger: Emma Horton
Jeff Daniels: Flap Horton
Danny DeVito: Vernon Dahlart
Ostatnio nie miałam okazji
sięgnąć po naprawdę dobry dramat. Taki, który wspaniale napisanym scenariuszem
potrafi skłonić widza do refleksji i jednocześnie zapewnić sentymentalną atmosferę. „Czułe słówka” zapowiadane zazwyczaj jako wyciskacz łez, nie poruszyły
mnie aż tak dogłębnie. Pomimo że nie wypłakałam oczu podczas seansu, to
doceniłam produkcję Jamesa L. Brooksa. W głównych rolach możemy podziwiać
nadzwyczajnego Jacka Nicholsona i Shirley MacLaine, tworzących na ekranie
niezapomniany duet.
Mama Emmy – Aurora Greenway - od wczesnych lat życia swojej córki martwiła się o nią cały czas. Było to na tyle przesadzone, że gdy Emma spała i zachowała się cicho, matka budziła ją, aby sprawdzić czy oddycha. Po kilkunastu latach dziewczyna pragnie uwolnić się spod kurateli swojej rodzicielki, tym bardziej, że pewien chłopak się jej oświadczył. Po ślubie, Aurora nadal wydzwania do swojej córki, szczególnie, że nie jest pozytywnie nastawiona do jej męża Flapa. Emma nie dość, że tkwi w dość zawiłych relacjach z matką, to odkrywa, że Flap ją zdradza. Kiedy wydaje się, że kobieta będzie w stanie uporządkować swoje życie, nadchodzi tragiczna wiadomość, która rujnuje jej plany na przyszłość. Choroba Emmy zmusza ją do spędzania czasu w szpitalnym łóżku. Czy są jakiekolwiek szanse na wyzdrowienie i na powrócenie do dawnego życia?
Scenariusz to podstawa każdej
produkcji, a w przypadku „Czułych słówek” element ten sprawdza się niezawodnie.
Film powstał na podstawie powieści Larry’ego McMurtry’ego i książka ta znajduje
się już na mojej długiej liście „must read”. Brooks stworzył scenariusz, został
producentem oraz zabłysnął jako reżyser „Terms of Endearment”, pokazując jak
stworzyć kawał dobrego kina. W niecałych 132 minutach niezwykle trafnie ujął
rodzinne relacje. Od pierwszych minut seansu mamy do czynienia ze stosunkiem
matki z córką, który na przestrzeni lat nieco się zmienia. Dochodzą nowe
problemy, a sytuacje życiowe wymagają odpowiednich decyzji. Mimo tego, że Emma
i Aurora nie zgadzają się ze sobą często, to do końca pozostają w dobrych
relacjach, a miłość matki do córki wystawiona jest na próbę pod koniec
produkcji. Kolejnym wątkiem jest romans pomiędzy Aurorą a sąsiadem Garrettem,
który już od początku zwiastuje wielkie emocje. Wybuchowy, pewny siebie i
szalony mężczyzna jest przyzwyczajony do częstych, lecz krótkich obecności
kobiet w swoim życiu. Aurora po wielu latach od śmierci męża postanawia znów
poważnie zaangażować się w związek. Tylko czy wszystkie przykrości ze strony
Garretta będą tego warte? Kobieta będzie musiała spróbować przełamać swoje
dotychczasowe zasady. Reżyser opowiada również o relacjach pomiędzy Emmą a
Flapem, którzy ostatecznie mają trójkę dzieci. Udane z początku małżeństwo
zaczyna się kłócić, a później dochodzą do tego także zdrady.
Pewien etap ukazywania stosunków
kończy wiadomość o ciężkiej chorobie Emmy. Smutne sceny powolnego zatracania
nadziei przez kobietę ukazane są w sposób niesamowity. Wydaje mi się, że to
jest właśnie ten czas na łzy u widza. Miałam wrażenie, że sceny szpitalne są
nieco zbyt długie i czas wtedy trochę mi się dłużył. Jednak zakończenie
wynagrodziło mi tą chwilę zwątpienia w dzieło Brooksa. Rozmowom matki i córki
towarzyszą zdecydowane emocje – od ostrych słów po łzy. Wytchnienie od napięcia
towarzyszącego tym scenom przynosi romans Aurory i Garretta. Jack Nicholson
zagrał swoją rolę wyśmienicie, świetnie kontrastując z subtelnym charakterem
postaci Emmy i jej matki. W „Czułych słówkach” humor miesza się z tragedią,
jednak reżyser zachowuje odpowiednie proporcje, zapewniając pełen
poruszenia i prostoty seans.
Moja ocena: 7+/10
Ostatnio dzięki TVN7 przypomniałem sobie ten film i nadal, mimo upływu lat, ogląda się świetnie. Siłą filmu jest to, że od początku nie wiadomo czy jest to dramat, bo przez dłuższy czas przypomina raczej komedię obyczajową, dopiero gdy Emma trafia do szpitala, a jej rodzina zastanawia się, komu przypadną dzieci, widz zaczyna podejrzewać, że z rakiem się nie wygra. Lubię ten film, nie tylko za treść, ale i prawdziwy koncert aktorstwa w wykonaniu Shirley MacLaine i Debry Winger. Obie zdobyły oscarowe nominacje w tej samej kategorii (aktorka pierwszoplanowa), więc tylko jedna z nich mogła wygrać, ale obie są świetne. Nicholson aż tak bardzo mnie nie zachwycił, ale to była raczej drugoplanowa postać, bo jednak na pierwszym planie mamy relacje pomiędzy matką i córką. Role drugoplanowe zasługują na szczególne wyróżnienie, gdy na pierwszym planie nic się nie dzieje, a tu główny wątek pełen jest emocji, nie tylko dzięki scenariuszowi, ale i aktorstwu. Nie wspomniałaś nic o świetnej muzyce, przepiękny jest ten motyw przewodni skomponowany przez Michaela Gore'a - nastrojowy, pełen smutku, zapowiadający tragedię. Warto też wspomnieć, że operatorem był Andrzej Bartkowiak, niestety wśród 11 nominacji zabrakło wyróżnienia dla niego. Ode mnie 8/10.
OdpowiedzUsuń+ do recenzji za jak zwykle świetny plakat Andrzeja Pągowskiego (ale to już tak poza rozmową o samym filmie)
UsuńBrzmi całkiem ciekawie :)
OdpowiedzUsuń