poniedziałek, 30 września 2013

Gangi Nowego Jorku (Gangs of New York, 2002)

Reżyseria: Martin Scorsese
Scenariusz: Martin Scorsese, Steven Zaillian, Jay Cocks, Kenneth Lonergan
Produkcja: USA, Włochy
Gatunek: Dramat, Kostiumowy, Gangsterski
Czas trwania: 167 minut

Obsada:
Leonardo DiCaprio: Amsterdam Vallon
Daniel Day-Lewis: Bill "Rzeźnik" Cutting
Cameron Diaz: Jenny Everdeane
Jim Broadbent: William "Boss" Tweed
Henry Thomas: Johnny Sirocco



Nazwisko Martina Scorsese - twórcy wyśmienitej "Wyspy tajemnic" - jest z pewnością znane niemal wszystkim. Podobnie jak główni aktorzy grający w jego filmie z 2002 roku. Obsadę tworzy znakomity Daniel Day-Lewis, czarujący Leonardo DiCaprio i urocza Cameron Diaz. Lista tych popularnych w Hollywood nazwisk zapowiada coś wielkiego. Czy wyprowadzą oni „Gangi Nowego Jorku” na wyżyny, czy też przeciwnie? Historia opowiadająca o początkach współczesnej Ameryki pozostawia po sobie dość konkretne opinie.



Nowy Jork, XIX wiek. „Ksiądz” Vallon - szef irlandzkiego gangu - prowadzi swoich ludzi do walki przeciwko Tubylcom. Ponosi śmierć na oczach swojego kilkuletniego syna o imieniu Amsterdam. Po 16 latach chłopiec wraca do rodzinnego miasta, aby pomścić swojego ojca. Jego oprawca – Bill Cutting - jest obecnie przywódcą potężnego gangu, a zastraszeni ludzie nazywają go „Rzeźnikiem”. Amsterdam towarzyszy Cuttingowi niemal cały czas, obmyślając przy tym plan zemsty.

Produkcja Martina Scorsese sprawia wrażenie niezwykle brutalnej. Wiele scen walki jest zdecydowanie przesadzonych, lecz dzięki temu film bardziej oddziałuje na widza. Ulice zalane krwią Irlandczyków i Amerykanów ukazują prawdziwe realia tamtych czasów. Liczne bunty, powstania, będące skutkiem prześladowania imigrantów. Wielokrotnie mamy sposobność usłyszeć jak Bill Cutting obraża Irlandczyków czy też jego podwładni Murzynów. Wszechobecna nietolerancja jest przyczyną ogromnego rozlewu krwi na Dolnym Manhattanie w 1846 roku. Publiczne egzekucje to jeden z wielu sposób na zastraszenie ludności i skłonienie do uległości. Nowym Jorkiem bowiem rządzi pieniądz oraz cenne przedmioty, posiadające dużą wartość. Chaos i zamieszki budujące atmosferę filmu przypominają średniowiecze.


„Gangi Nowego Jorku” są pełne dramatyzmu, lecz w dokładnie wyważonych proporcjach. Film porusza problem śmierci i przemijania, a motywy te szczególnie widoczne są w końcowych minutach seansu. Amsterdam od samego początku, czyli od momentu ponownego zjawienia się w mieście, spotykając znajome twarze, przypomina sobie urywki wspomnień z dzieciństwa. Widać w jego oczach chęć zemsty, mimo że jego postawa wcale tego nie pokazuje. Mieszkańcy zmuszeni są do płacenia haraczu „Rzeźnikowi” i Amsterdam przypadkowo zapoznany z przywódcą dołącza do jego ekipy. Jedyną ochroną chłopca przed rozpoznaniem jest oczywiście jego wygląd, który na przestrzeni kilkunastu lat znacznie się zmienił. To jego szansa na dokonanie tego upragnionego czynu, czyli zabicie wroga swojego ojca. Gdy w mieście staje się nudno Cutting rozkazuje wieszać ludzi. Mimo tych okropnych czynów, Amsterdam ratuje mu życie. Czynem tych zyskał sobie całkowite zaufanie „Rzeźnika”, lecz targały nim zupełnie inne powody. Otóż, Amsterdam nie mógł pozwolić, aby ktoś inny wyręczył go w zabiciu przywódcy gangu Tubylców. Zabić najpotężniejszego człowieka w mieście wcale nie jest łatwo, lecz Amsterdam się nie poddaje. W „Gangach z Nowego Jorku” nie mogło zabraknąć wątku miłosnego, który rozwija się pomiędzy Amsterdamem a Jenny. Jednak ich romans nie niesie ze sobą zbyt wielkich emocji, jest to jedna z niewielu rzeczy, która twórcom filmu zdecydowanie nie wyszła.


Cameron Diaz w brązowych włosach to zdecydowanie warty obejrzenia obraz. Rewelacyjny Daniel Day-Lewis po raz kolejny udowadnia, że jego talent jest ogromny i żadna rola nie sprawia mu większego kłopotu. Natomiast Leonardo DiCaprio mimo całego swojego osobistego uroku moim zdaniem nie pokazał całego swojego kunsztu. Pozostaje nieco w tle potężnego Cuttinga, a przecież będąc głównym bohaterem, oswobodzicielem uciśnionych powinien zdecydowanie wyróżniać się na ekranie, czyż nie? W każdym razie rzetelne i oddziałujące na zmysły widza ukazanie narodzin współczesnej Ameryki należy do udanych obrazów. A reżysera (i scenarzystę zarazem) po raz kolejny spokojnie można wynosić na piedestały.

Moja ocena: 7+/10

  • 3 komentarze:

    1. Scorsese jest jednym z moich ulubionych reżyserów, a "Gangi Nowego Jorku" po obejrzeniu oceniałam bardzo wysoko. Po recenzji jednak chyba zdecyduję się na kolejny seans, film zdecydowanie potrzebuje odświeżenia. Zresztą jest to jeden z tych filmów, do których można wracać kilkakrotnie i się nie znudzi. ;) Pozdrawiam!

      OdpowiedzUsuń
    2. Nie przepadam za historią Stanów Zjednoczonych z tego okresu. Jednak to co zrobił reżyser, to majstersztyk. Dbałością o każdy detal udowodnił (po raz kolejny) że wciąż należy do mojego TOP10 reżyserów

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Ja również. Temat filmu z początku nieco mnie odrzucał, lecz przez wzgląd na Martina Scorsese i Daniela Day-Lewisa zdecydowałam się na seans. Ani trochę nie żałuję swojej decyzji, bo podziwianie efektów ogromnej pracy obu panów było nader przyjemne. :)

        Usuń