sobota, 6 kwietnia 2013

To wspaniałe życie (It's a Wonderful Life, 1946)

Reżyseria: Frank Capra
Scenariusz: Albert Hackett, Jo Swerling, Frances Goodrich, Frank Capra
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat, Fantasy
Czas trwania: 130 minut

Obsada:
James Stewart: George Bailey
Donna Reed: Mary Hatch
Lionel Barrymore: Henry F. Potter
Thomas Mitchell: Wujek Billy Bailey
Henry Travers: Clarence


Cudowna, optymistyczna opowieść. W sam raz na chłodny, jesienny wieczór, który pełen jest pesymistycznych myśli. „To wspaniałe życie” jest magiczne. W tym wypadku naprawdę mamy do czynienia z poradami jak pozytywnie myśleć (nawiązując do „Poradnika pozytywnego myślenia”). U nas w święta telewizja puszcza serię filmów o Kevinie, a Amerykanie obowiązkowo oglądają właśnie „It’s a wonderful life”.


George Bailey jest niezwykle dobrym człowiekiem, który poświęca własne marzenia, plany i czas na to, aby bezinteresownie pomóc innym. Dzięki temu jego przyjaciele i rodzina są szczęśliwi, czego niestety nie można powiedzieć o nim samym. Kiedy już nadchodzi czas spełnienia jego największego marzenia – wyjechania w podróż do Europy – jego ojciec umiera i musi przejąć firmę, której grozi bankructwo. Niechętny swej pracy George bez słowa buntu wyprowadza firmę z kłopotów oraz konkuruje z bogatym, nieczułym i bezwzględnym biznesmenem. I znowu kiedy wszystko wydaje się układać, wujek George’a gubi pieniądze należące do firmy. Zrezygnowany i pozbawiony nadziei mężczyzna postanawia popełnić samobójstwo. Wtedy z pomocą Bailey’owi wyrusza anioł stróż, który pokazuje mu jak funkcjonowałby świat bez jego istnienia.
Niesamowicie poruszająca historia stworzona przez Franka Caprę to niemal mistrzostwo. Rewelacyjny James Stewart i piękna Donna Reed tworzą wspaniałą parę na ekranie. Tyle wspaniałych emocji bardzo rzadko zawartych jest w jednym filmie. Tym bardziej, że lata 40. wcale nie obfitowały w pozytywne produkcje, a wręcz przeciwnie – panowały nastroje pesymistyczne. Jednak Frank Capra postanowił stworzyć odmienne dzieło – pełne wszystkiego co dobre. Zaczynając od nawiązania do religii (postać Boga i aniołowie), przez godną naśladowania postawę George’a, aż po… i zakończenia nie zdradzę. Finał jednak budzi we mnie mieszane uczucia i nie do końca mi się spodobał.

Postać George’a Bailey’a skłoniła mnie do refleksji. Czy pełne poświęcenie własnych marzeń dla dobra innych ludzi jest na pewno słuszne? Nie kwestionuję tutaj samego aktu pomocy, ale czy jej cena nie jest zbyt wysoka? Według mnie wyrzeczenie się własnego szczęścia nie jest dobrym rozwiązaniem. George spędza resztę swojego życia u boku kochającej żony i dzieci, co daje mu radość. Skromnie, bo skromnie, ale zadowolony jest. Sytuacja z jaką spotyka się mężczyzna wcale nie jest prosta. Musi bowiem dokonać jasnego wyboru – albo marzenia, albo firma ojca. Widząc szczęście i możliwości młodszego brata – którego zresztą George uratował w dzieciństwie – postanawia bez najmniejszej skargi czy zarzutu przyjąć na siebie ogromną odpowiedzialność prowadzenia firmy, mimo że pracy tej nienawidzi. Pomimo nieuczciwych chwytów biznesmena Henry’ego Pottera, George nadal pomaga ludziom, poświęcając nawet własne pieniądze przeznaczone na jego miesiąc miodowy dla dobra sprawy.

„To wspaniałe życie” wyraźnie chce przekazać, abyśmy ocenili pozytywnie własne życie. Należy docenić to co już posiadamy, a także pomagać otaczającym nam ludziom, bo nigdy nie wiadomo kiedy my sami będziemy w potrzebie. A wtedy nasza bezinteresowność i dobroć zostanie doceniona. Niezwykły morał i genialna gra aktorska Jamesa Stewarta to zdecydowanie największe zalety filmu. Jak dla mnie produkcja jest momentami zbyt cukierkowa i infantylna, a postać anioła zamieniłabym na coś innego, ale to tylko moja sugestia (i nie ma ona nic wspólnego z religią).
„It’s a wonderful life” to nasycona optymizmem opowieść, którą polecam każdemu. Jeśli trafi Wam się gorszy wieczór, złe myśli nie będą dawały spokoju, koniecznie sięgnijcie po to fascynujące dzieło Franka Capry. Poprawienie nastroju gwarantowane!
Moja ocena: 8+/10

2 komentarze:

  1. Klasyk bez wątpienia, wiec tylko wstyd, że jeszcze nie oglądałem. Muszę nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham klasykę kina amerykańskiego. Zdecydowanie muszę obejrzeć ten film.
    Bardzo ciekawy blog, leci więc obserwacja.
    Zapraszamy do nas,
    Archibald Sofia. :)

    OdpowiedzUsuń