Scenariusz: William Nicholson
Produkcja: Wielka Brytania
Gatunek: Dramat, Musical
Czas trwania: 157 minut
Hugh Jackman: Jean Valjean
Russell Crowe: Javert
Anne Hathaway: Fantine
Amanda Seyfried: Cosette
Helena Bonham Carter: Madame Thénardier
Sacha Baron Cohen: Thénardier
Eddie Redmayne: Marius
Takiego musicalu jeszcze nigdy nie widziałam. A mam niejakie rozeznanie w tym gatunku. Kiedy emocje po seansie już opadły, zdałam sobie sprawę, że to naprawdę rewelacyjny film. Nie polega jedynie na odśpiewaniu kilku piosenek dotyczących miłości, ale daje do myślenia. I to dużo. Znakomite kostiumy i scenografia. Wszystko tak idealnie dopracowane i poukładane, żadnych uchybień. Jestem pod wrażeniem charakteryzacji głównych bohaterów - Anne Hathaway wyglądała przecież tak autentycznie! Albo Hugh Jackman w roli Jeana. Czekałam z dużą niecierpliwością na kinową wersję "Nędzników", spodziewając się czegoś wielkiego i niesamowitego. I cóż mogę powiedzieć? Nie zawiodłam się.
XIX - wieczna Francja. Jean Valjean zostaje skazany na ciężkie roboty za kradzież chleba. Po 16 latach odkupienia swojej winy krwią i potem otrzymuje zwolnienie. Wygłodzony i zmarznięty trafia do domu księdza, dzięki któremu jego pogląd na świat całkowicie się zmienia. Staje się człowiekiem wierzącym i pragnie pomagać innym. Pewnego dnia spotyka inspektora policji Javerta, przed którym Jean musi się stale ukrywać. Mężczyzna opiekuje się sierotą o imieniu Cosette, której matka Fantine jeszcze za życia doświadczyła ogromnego upokorzenia i bólu. Coraz głośniej o zbliżającej się we Francji rewolucji i zamieszkach, a dla inspektora Javerta głównym celem staje się schwytanie Valjeana. Czy w takich warunkach można myśleć o jakiejkolwiek dobroczynności?
"Nędznicy" to pierwszy w historii musical, w którym wszystkie piosenki był nagrywane na żywo na planie - żadnego playbacku. I jaki jest tego efekt? Zadziwiający i szokujący zarazem. Niesamowite jest to, że Tom Hooper odszedł od typowego schematu musicalu, w którym każda piosenka jest zaśpiewana perfekcyjnie. Przykładowo podczas "I dreamed a dream" Hathaway często załamuje głos i dośpiewuje szeptem. Trudniej się dobrze wsłuchać, ale za to jak naturalnie to brzmi i wygląda! Dodatkowo jej pięknego głosu aż chce się słuchać i słuchać. Dlatego liczę po cichu, że to jej przypadnie zaszczytna statuetka. Za głos, wspaniałą grę i poświęcenie dla roli (ścięła włosy i schudła aż 12 kg). W "Les Miserables" niemal wszystkie dialogi są zaśpiewane, co tworzy nadzwyczajny klimat. Bohaterowie wypowiadają czasami pojedyncze zdania, którym i tak bliżej do śpiewu niż do zwykłej rozmowy. Może wydawać się to nużące, ale na mnie zrobiło to ogromne wrażenie. Pomimo znacznej długości filmu (piosenki zajmują dużo czasu) powstaje cudowna atmosfera musicalu.
Moją ulubioną postacią jest zdecydowanie inspektor Javert. Russell Crowe idealnie pasuje do tej roli, a odśpiewane przez niego utowry są niezapomniane. Poruszył mnie także problem tego bohatera, o którym chętnie bym napisała, ale nie chcę zdradzać zakończenia. Hugh Jackman miał swoje gorsze i lepsze momenty, czasami piosenki mu się nie kleiły, ale i tak wyszedł bardzo dobrze. Nie znoszę Eddie'go Redmayne'a i nie jestem w stanie się do niego przekonać. Całkowicie nie pasuje do tej roli, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że ją zepsuł. Postać bez wyrazu. Natomiast co do Amandy Seyfried to ładna buzia nie przyćmi braku talentu. Toleruję ją jedynie w "Wyścigu z czasem". I najlepsze na koniec. Najlepsze, czyli duet Sacha Baron Cohen & Helena Bonham Carter. Wnieśli dużo dobrego humoru i pozytywnej energii do "Nędzników". A cudowne "Master of the house" jeszcze długo będę nucić pod nosem. Niezapomniana jak zwykle kreacja, ruch sceniczny i gra aktorska Carter dodaje produkcji animuszu i uroku. Cohen - zachwycił mnie w swoim poprzedzającym "Nędzników" filmie "Dyktatorze" (2012r.) - genialnie wpasował się w rolę. I zrobił to całkowicie w swoim stylu, za co jestem mu wdzięczna! Warta wyróżnienia jest z pewnością także Samantha Barks. Wróżę jej świetlaną przyszłość z takim głosem i sposobem grania, choć i tak nie da się przewidzieć jak potoczy się jej dalsza kariera.
Muzyka w "Les Miserables" czaruje. Wspomniane wcześniej "Master of the house", "I dreamed a dream" + "On my own", "Do you hear the people sing" i "One day more" to największe perełki (a jest ich znacznie więcej). Szczególnie spodobała mi się piosenka "Do you...", gdyż lubię tego typu patriotyczne klimaty. Gdyby "Nędznicy" dotyczyli historii Polski, to pokusiłabym się o stwierdzenie, że wielbię ten utwór. A tak nie wczułam się do końca w patriotyczne pobudki obcych mi narodowo Francuzów. Spójrzmy prawdzie w oczy, czy w Polsce powstanie kiedykolwiek musical na takim samym poziomie?
Film o oryginalnej i dźwięcznej nazwie "Les Miserables" to świetne kino. Trzeba wziąć pod uwagę, że nie każdy wytrzyma 157 minut słuchając cały czas utworów wykonywanych przez aktorów, a nie profesjonalnych wokalistów. Mimo to zawód aktora wspaniale łączy dwie katogorie: granie i śpiew, czego dość pokaźna próbka została ukazana w "Nędznikach". Ja osobiście nie odczułam zbyt szczególnie długości trwania produkcji, więc nie było to dla mnie problemem. "Les Miserables" oglądałam z prawdziwą przyjemnością i od teraz film zaliczany jest przeze mnie do jednego z najlepszych musicali, jakie miałam okazję zobaczyć.
Moja ocena: 9/10
Ja mam raczej nietypowe gusta musicalowe - do ulubionych filmów z tego gatunku zaliczyłbym: Blues Brothers, South Park The Movie i Moulin Rouge, ale w ubiegłym roku ponownie oglądałem Chicago i byłem zachwycony. Nędznicy nie wywołali u mnie tego entuzjazmu, świetny materiał źródłowe, piękne piosenki i muzyka, ale wykonanie już całkowicie nie przypadło mi do gustu. Mam wrażenie - choć tego nie sprawdzałem, że wybrani do filmu aktorzy specjalnie wykształcenia muzycznego nie mają, Szkoła filmowa w Polsce, owszem tego uczy - co nie znaczy że także każdy się do tego nadaje. Russell został wyrzucony już ze szkoły średniej, choć z telewizją miał doświadczenie od dziecka, nie jest dla mnie wybitnym aktorem, choć np Gladiator bardzo mi się podobał, świetny był w informatorze, ale to jego rockowe zaciąganie w filmie mi nie pasowało (czystość śpiewu i barwa jakaś nie taka), Jackman ma wykształcenie filmowe, więc było lepiej (choć nie jeśli chodzi o śpiew), ale już Anne Hathaway ma wykształcenie sceniczne i w młodości śpiewała w chórze, ale i tak jej rola jest najsłabsza z całego filmu, a że schudła i ścięła włosy? Jest aktorką - uważam, że to po prostu część jej warsztatu, co do statuetki to bardziej kibicuje Sally Field za Lincolna, wczoraj oglądałem i stworzyła tam ciekawą kreację, lepszą od Anne z Nędzników w moim odczuciu
OdpowiedzUsuńMoulin Rouge to także jeden z moich ulubionych musicali. Wykonanie poszczególnych utworów było różne - jednym wychodziło lepiej, innym gorzej. Mimo to uważam, że jest to coś innego, coś godnego podziwu. Hugh Jackman według mnie najgorzej zaśpiwał, aczkolwiek pozostałe głosy były dobre. Nie jestem muzykiem ani nie znam się zbyt dobrze na śpiewie, ale piosenek z "Nędzników" słuchałam z przyjemnością. Moim zdaniem Hathaway bardzo dobrze zagrała i wątpię, żeby jej obowiązkiem było schudnięcie aż tyle. W moim mniemaniu zrobiła to dla swojej roli, aby jak najlepiej przedstawić swoją postać. Takie rzeczy się ceni. Niestety nie miałam jeszcze okazji oglądnięcia "Lincolna". Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni. :)
Usuń