sobota, 9 lutego 2013

Hobbit: Niezwykła podróż (The Hobbit: An Unexpected Journey, 2012)

Reżyseria: Peter Jackson
Scenariusz: Guillermo del Toro, Peter Jackson, Fran Walsh, Philippa Boyens
Produkcja: USA, Nowa Zelandia
Gatunek: Fantasy, Przygodowy
Czas trwania: 169 minut

Obsada:
Martin Freeman: Bilbo Baggins
Ian McKellen: Gandalf
Richard Armitage: Thorin Dębowa Tarcza
Ken Stott: Balin
Graham McTavish: Dwalin
William Kircher: Bifur/Troll Tom


Dopiero  niedawno było mi dane zapoznać się z najnowszym dziełem Petera Jacksona. Nie ukrywam, że byłam dość podekscytowana, bo nasłuchałam się w większości samych pozytywnych opinii na temat tego filmu. Nie jestem fanką „Władcy pierścieni” i nie potrafię dostrzec w tej historii czegoś naprawdę fascynującego. Owszem, jestem pod wrażeniem całej scenografii i zamysłu, ale na co dzień nie przepadam za fantastyką. To nie moje klimaty, aczkolwiek nie zamykam się jedynie na swoje ulubione gatunki. Odwlekany „Hobbit: Niezwykła podróż” wreszcie został odfajkowany. I najlepsze jest to, że mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że istnieją oraz wciąż powstają nowe filmy fantasy, które potrafią mnie urzec. Bo taki właśnie jest „Hobbit”, który moim zdaniem sporo przewyższa „Władcę pierścieni”. Peter Jackson pokazał na co go stać!

Bilbo Baggins prowadzi spokojny i osiadły tryb życia. Pewnego dnia spotyka nieznajomego czarodzieja, który namawia go do tajemniczej podróży. Z początku całkiem niechętny hobbit przyłącza się do wyprawy, w której oprócz Gandalfa bierze udział także 13 krasnoludów. Cel: odzyskanie zagarniętej przez wroga Samotnej Góry, w której obecnie panuje mroczny smok Smaug. I tak podróż przeradza się w pełną przeszkód i trudności walkę o przetrwanie. Zmusza do pokonania własnych słabości, do wyrzeczeń oraz ratowania życia własnego i przyjaciół praktycznie na każdym kroku.

Ekranizacja powieści J.R.R. Tolkiena to bardzo trudne zadanie, gdyż fantastyka ma to do siebie, że ciężko przedstawić ją tak, aby urzekała i podobała się widzom. Peter Jackson doskonale o tym wiedział, gdyż na swoim koncie posiada już wyreżyserowaną całą trylogię „Władcy pierścieni”. Pojawiło się przed nim całkowicie nowe wyzwanie. Stworzyć sam początek tej historii, ale w taki sposób, aby zachwyciła, dorównywała (lub była nawet lepsza) pozostałym częściom oraz pozostawiała niezapomniany obraz w głowie zdecydowanej większości widzów. Trzeba przyznać to od razu, że zadanie to nie należy do najprostszych. Ale znakomity Jackson udowodnił swój geniusz. Stworzył widowisko niepowtarzalne i wyjątkowe. Pełne efektów specjalnych, dowcipu, zmagań na polu bitwy i prawdziwego kunsztu aktorskiego. Całość tworzy coś niesamowitego, coś czego nie da się zapomnieć. Reżyser wybrał najlepsze według mnie zalety „Władcy pierścieni” i wplótł je idealnie w motyw „Hobbita”. Nie przepadam za mrocznym Mordorem ukazanym w kolejnych częściach. A tu proszę, zero Mordoru. Pojawiły się za to uwielbiane przeze mnie eteryczne i wyniosłe elfy, które czarują zarówno swoim wyglądem, jak i pełnymi gracji ruchami.

Wspaniały początek filmu wprowadza w niezwykły klimat. Do zorganizowanego hobbita przychodzą kolejni goście, których nie zapraszał. I to w dodatku w czasie kolacji! Małe mieszkanko Bagginsa staje się miejscem prawdziwej uczty trzynastu krasnoludów, którzy opróżniają tylko jego spiżarnię i przekładają starannie ułożone wyposażenie mieszkania. Już sam początek zwiastuje mającą wkrótce nadejść ciągłą akcję. Atmosfera filmu jest magiczna i niesamowicie oddziałuje na wyobraźnię. Dosłownie nie mogłam oderwać oczu od ekranu, rozkoszowałam się każdą minutą wspaniałego dzieła Jacksona. Nie było mi dane wypróbować nowej technologii 48 klatek na sekundę, ale wersja 2D z napisami całkowicie mnie zadowoliła. No i ja chcę więcej! „Hobbit: Niezwykła podróż” to według mnie jeden z tych filmów, który przewyższa książkę. Nie uwłaczając oczywiście Tolkienowi, którego szanuję, ale to Peter Jackson zdobył się na wyżyny swoich możliwości.

Poważnym pominięciem byłoby nie wspomnienie o znakomitej obsadzie filmu. Niesamowitą pracę wykonał Martin Freeman, który wykreował dokładnie takiego Bilbo Bagginsa, jakiego pragnie się oglądać. To zdecydowanie moja ulubiona postać, którą darzę szczególną sympatią. Co jak co, ale tak genialnej roli długo nie było mi dane oglądać. Andy Serkis w roli najbardziej charakterystycznego Golluma zaskoczył mnie bardzo, mimo że zapoznałam się już z tą postacią. Jednak tutaj występuje jego odpowiednia ilość, nie zagrażająca życiu i zdrowiu. Słodkie, niewinne, niebieskie oczka, za którymi kryje się prawdziwe, niebezpieczne oblicze tego stwora. Perfekcyjna charakteryzacja! Każdy krasnolud wygląda przecież bardzo autentycznie, co tylko jeszcze mocniej utwierdza mnie w przekonaniu, że film jest rewelacyjny. Jeszcze słówko o pięknej Cate Blanchett, która oczarowała mnie swoimi elfickimi gestami i mimiką.
Cudowne melodie soundtracku, obłędne krajobrazy, a także magia miejsc i postaci tworzą jedno z najwspanialszych widowisk. Również humor, do którego nie mam żadnych zastrzeżeń zasługuje na pewnego rodzaju wyróżnienie. Momentami (bardzo rzadko, ale jednak) akcja trochę mi się dłużyła i przeciągała. Mimo to film jest sam w sobie pełny i nie dostrzegłam żadnych uchybień. To zdecydowanie świetne kino, które polecam wszystkim – nie tylko fanom Tolkiena!
Moja ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. W końcu muszę sam obejrzeć. Jeśli chodzi o książkę, to "Władca Pierścieni" boje według mnie "Hobbita" na głowę i parę rzędów - ale i gatunek jest zupełnie inny.
    Zastanawia mnie tylko jedna rzecz: jakim cudem z "WP" stworzono trzy filmy, a z "Hobbita" też ma tyle powstać? Każde słowo filmują przez minutę czy jak? Żartuję oczywiście, ale moim zdaniem Jackson trochę przesadził. Ciekawe, jak to będzie z trzecią częścią, skoro pierwsza ponoć opowiada jakieś 2/3 książki.

    OdpowiedzUsuń