Scenariusz: Quentin Tarantino
Produkcja: USA
Gatunek: Thriller, Gangsterski
Czas trwania: 99 minut
Obsada:
Tim Roth: Freddy Newandyke, "Pan Pomarańczowy"
Harvey Keitel: Larry Dimmick, "Pan Biały"
Michael Madsen: Vic Vega, "Pan Blond"
Steve Buscemi: "Pan Różowy"
Quentin Tarantino: "Pan Brązowy"
„Wściekłe
psy” to debiutancki film Quentina Tarantino – genialnego reżysera, którego
każdy nowy film wzbudza wiele emocji, a jego premiera to ważne wydarzenie.
Bowiem na podstawie „Wściekłych psów” powstało kultowe „Pulp Fiction”,
nagrodzone Oscarem. Tak jak we wszystkich swoich produkcjach Tarantino
odpowiednio operuje bohaterami i akcją, nic więc dziwnego, że
zakończenie jest zaskakujące. Niesamowite jest to, że od pierwszych
minut byłam pod wrażeniem całej pracy reżysera. Z ciekawością słuchałam
(pomimo licznych przekleństw) z czym Panu Brązowemu, którego gra zresztą sam
Quentin, kojarzy się piosenka Madonny „Like a virgin”. Bo taki już jest jego
styl – potrafi zaciekawić widza choćby błahostką.
Siedmiu
gangsterów spotyka się w pobliskim barze na ostatni posiłek przed wielkim
skokiem na sklep jubilerski. Nie znają swoich imion, nazwisk ani żadnych danych
osobistych, mimo to rozmawiają o zwykłych głupotach jak najlepsi kumple. Jednak
napad się nie udaje. Czwórka z nich przychodzi do opuszczonego magazynu – ich
tajnej kryjówki. Pan Biały wlecze Pana Pomarańczowego, który został
postrzelony. Wkrótce nadchodzi Pan Różowy, a tuż po nim Pan Blond. Wszyscy
zdają sobie sprawę, że ktoś musiał ich wsypać. Zaczyna się pełen emocji wyścig
z czasem, odkrywanie prawdy o sobie, kolejne ofiary, zakładnicy i mnóstwo krwi.
A to wszystko w przyjemnym klimacie piosenek z lat 70’.
Zdarzenia
w filmie przeskakują – raz ukazana jest akcja przed, a raz po napadzie. Nie
jest chronologicznie, ale całość jest spójna. Zabrakło mi sceny z samą próbą
obrabowania sklepu. Widzimy już tylko ucieczkę z miejsca zdarzenia. A myślę, że
podzielone role i funkcje bohaterów byłyby dość ciekawe. Niebanalne są
pseudonimy gangsterów, którzy ubrani są w garnitury. Mimo całej elegancji, za
paskiem kryje się pistolet, którego właściciel nie zawaha się użyć. Ważną
prawdę pokazuje nam Tarantino. Będąc gangsterem bowiem nie możesz zawierać
przyjaźni ani nikomu ufać. Zdajesz się tylko na siebie i nie okazujesz uczuć.
Tutaj nawet najlepszy przyjaciel może podawać się za kogoś całkiem innego niż
jest w rzeczywistości.
Bardzo dobra gra aktorska Tima Rotha, a
także Michaela Madsena, czyli psychopatycznego Pana Blond. Obaj naprawdę mnie
urzekli. Pozostali dobrzy, ale bez rewelacji. Niezwykłe jest też to, że każdy
bohater ma swoją historię. Nikt nie wziął się znikąd.
Film jest bardzo dobry, lecz nie należy do
mojej ścisłej czołówki. Według mnie przewyższa go wspomniane na początku „Pulp
Fiction”, jednak imiona i historie bohaterów pozostaną w mojej pamięci na długo.
„Wściekłe psy” to pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów Quentina Tarantino,
ale dla każdego widza, który potrafi docenić kino gangsterskie.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz