wtorek, 15 stycznia 2013

Amadeusz (Amadeus, 1984)

Reżyseria: Milos Forman
Scenariusz: Peter Shaffer
Produkcja: USA
Gatunek: Biograficzny, Muzyczny
Czas trwania: 160 minut

Obsada:
F. Murray Abraham: Antonio Salieri
Tom Hulce: Wolfgang Amadeusz Mozart
Elizabeth Berridge: Constanze Mozart
Jeffrey Jones: Cesarz Józef II
Simon Callow: Emanuel Schikaneder / Papageno w "Czarodziejskim flecie"

Rewelacja! Nie spodziewałam się, że tak bardzo spodoba mi się film biograficzny. A jednak! Potwierdzeniem tego jest przyznanie "Amadeuszowi" aż 8 Oscarów w różnych kategoriach (w tym za najlepszy film).  Niektóre momenty (ba, cały film!) wbiły mnie w fotel. Wcześniej niewiele wiedziałam o samym Mozarcie, jedynie to co wspomniał kiedyś  nauczyciel muzyki w podstawówce/gimnazjum. Teraz, dzięki tej produkcji, fascynuje mnie muzyka tytułowego Amadeusza i jego biografia. Nie znałam w ogóle muzyki klasycznej, ale "Lacrimosa" do teraz wywołuje u mnie ciary. Podziwiam bardzo Milosa Formana, Petera Shaffera i resztę ekipy. I aktorzy przecież! Genialny Tom Hulce, a jego charakterystyczny śmiech zapamiętam już chyba do końca życia. Niezwykły F. Murray Abraham, który oddał cały sens postaci Salieri'ego. I słowa uznania dla Jeffreya Jonesa, to chyba - według mnie - jego najlepsza rola.




Stary, schorowany Antonio Salieri próbuje popełnić samobójstwo - bez skutku. Zostaje przewieziony do szpitala psychiatrycznego, gdzie opowiada swoją historię księdzu. Jest druga połowa XVIII wieku. Młody Mozart, sprzeciwiając się ojcu, wyjeżdża z rodzinnego Salzburga i udaje się do Wiednia, aby rozpocząć karierę niezależnego muzyka. Bierze ślub z Konstancją Weber, a następnie trafia na dwór cesarza Józefa II. Postępy młodego Wolfganga uważnie śledzi Salieri, który jako jedyny dostrzega prawdziwe piękno i geniusz jego muzyki. Mozart bowiem zawsze pisał swoje kompozycje "na czysto" i bezbłędnie. Z początku bardzo ufający Bogu Salieri, obwinia go o obdarzenie talentem Mozarta. Zazdrosny i niedoceniony wymyśla tajemny plan przeciw młodemu, utalentowanemu kompozytorowi.

Do teraz nie mogę wyjść z podziwu dla tego filmu. Przez bite ok. 150 minut (pomijając napisy końcowe) czułam się jakbym naprawdę przebywała w XVIII-wiecznym mieście. Wczułam się bardzo w całą opowieść i nieraz wzruszałam się, poznając smutne losy wielkiego kompozytora. Bardzo duży w tym udział miała znakomita scenografia. Naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Znakomici aktorzy, w tym niezapomniany Tom Hulce (i jego śmiech!). Szkoda, że po tak ogromnym sukcesie w "Amadeuszu" nie zrobił kariery. Ale tak to już bywa - jedna, dobra rola nie czyni wiecznie sławnym. Mimo to, czytając, że do tej roli brany pod uwagę był np. Mick Jagger lub Mel Gibson, odczuwam ulgę. Nie żebym coś do nich miała, ale już same przez się mówi, kto sprostałby tej roli a kto nie.

"Amadeusz" podbił moje serce. Zrobił na mnie ogromne wrażenie i nie mogłam oderwać od niego wzroku. To jedna z nielicznych produkcji, którą mogłabym oglądać cały czas (3 razy podziwiałam już to arcydzieło). Milos Forman perfekcyjnie połączył temperament z wrażliwością, smutek z radością, tworząc subtelne i pełne emocji dzieło. Bo film nie jest cały czas poważny, ma też śmieszne momenty! Uwielbiam taką mieszankę. Całość idealnie spaja cudowna muzyka Mozarta, dostosowana do odpowiednich scen. Moim zdaniem jest to najlepszy sposób na oddanie hołdu kompozytorowi, gdyż nie wyobrażam sobie lepszego wykonania. Wszystko jest dopracowane, tutaj nie ma miejsca na uchybienia. Nie muszę chyba nawet wspominać jak silne (pozytywne, oczywiście!) emocje wywołuje opera - w dodatku XVIII-wieczna. "Amadeusz" porusza przecież odwieczny problem rywalizacji. Wiadomo jak niebezpieczne jest to uczucie, ponieważ człowiek zazdrosny jest zazwyczaj bezwzględny. Nie liczy się nic innego, tylko zwycięstwo w narzuconym sobie "konkursie". Ludzie nie zdają sobie sprawy, że niemal zawsze niezdrowa rywalizacja kończy się tragicznie. Wtedy przychodzi moment na przemyślenia, jednak zazwyczaj jest już za późno. I to właśnie podoba mi się w tym filmie - nie opisuje jedynie życia Mozarta, ale odnosi się również do ważnych i trwałych problemów społeczeństwa.

Pomimo, że "Amadeusza" oglądałam pierwszy raz dość dawno temu, to do teraz odczuwam te wszystkie emocje, które mi towarzyszyły podczas seansu. To zdecydowanie jeden z najlepszych filmów, jakie kiedykolwiek widziałam. Jak już wspominałam, film tworzy swój własny, niepowtarzalny klimat i naprawdę ciężko się od niego oderwać. A poza tym, warto zapoznać się z historią życia i śmierci jednego z najwybitniejszych kompozytorów wszech czasów.

Moja ocena: 10/10

1 komentarz:

  1. A ja mam ciary teraz, gdy czytam tę recenzję. Ponieważ odzwierciedla moje uczucia co do "Amadeusza" idealnie. To właśnie ta produkcja wzbudziła moje zainteresowanie muzyką klasyczną. To dzięki temu filmowi przyjęłam propozycję cioci pójścia do opery na "Wesele Figara". Dzięki niemu i dzięki Tobie, oczywiście. Ty mnie zaraziłaś całą masą pozytywnych emocji dotyczących tej biografii. Koniecznie muszę obejrzeć "Amadeusza" raz jeszcze!

    OdpowiedzUsuń