Scenariusz: Hirokazu Koreeda
Produkcja: Japonia
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 128 minut
Obsada:
Haruka Ayase: Sachi Kouda
Masami Nagasawa: Yoshino Kouda
Kaho: Chika Kouda
Suzu Hirose: Suzu Asano
Czym dla każdego z nas jest
rodzina? Jedną z najważniejszych wartości czy też koniecznym etapem życia? I
czy wszyscy na pewno są gotowi i zdolni do tego, aby tworzyć między sobą udane
relacje? Kwestia ta dotyczy w większym lub mniejszym stopniu każdego. I właśnie
z problemem stosunków rodzinnych postanowił zmierzyć się Hirokazu Koreeda w
swoim filmie „Umimachi Diary”. Nie wszyscy pod pojęciem rodziny rozumieją to
samo. Dla jednych będzie to mama i tata, a dla innych trzy siostry. Jednak czy
taka różnica na pewno musi wychodzić ostatecznie na gorsze?
Sachi jest najstarszą ze swoich
sióstr i to ona przejmuje obowiązki gospodyni. Jest osobą poważną i
odpowiedzialną, czego też wymaga od niej zawód pielęgniarki. Pod względem
wiekowym druga w kolejności jest Yoshino, która pomimo ważnej posady w banku, w
życiu prywatnym wydaje się być szalona i bardzo niestabilna. Odzwierciedla to
przede wszystkim częsta zmiana przez nią partnerów, jak i zaglądanie w
kieliszek niemal każdego wieczoru. Najmłodsza Chika to niezwykle roześmiana i
pozytywna dziewczyna, która dorabia pracując w sklepie sportowym. Do tak
ułożonego życia sióstr pewnego dnia dochodzi nowy element. Po pogrzebie schorowanego ojca dołącza do nich mała Suzu – ich młodsza przyrodnia siostra.
Kiedy sytuacja życiowa zmusza do
poradzenia sobie w określonej sytuacji, wtedy nie pozostaje nic innego, jak po
prostu wziąć się w garść i mocno się starać. Myślę, że właśnie taką postawę
przybrała najstarsza Sachi. Po odejściu załamanej zdradą swojego męża matki,
dziewczynki pozostały same. W ich domu panuje niezwykle silna siostrzana więź,
przedzielana niekiedy bardziej lub mniej poważnymi kłótniami. Jednak to ich
mieszkanie stanowi ostoję spokoju i miłości, która została im wydzielona w
bardzo ograniczonej ilości. Razem próbują więc dać sobie nawzajem to, czego nie
otrzymały od rodziców. Jednak nawet najlepszy stan rzeczy nie może trwać
wiecznie. Wszystkie dziewczynki stają
się kobietami, a w ich życiu pojawiają się mężczyźni. Powstają także nowe
dylematy – zostać czy rozpocząć nowy etap życia? Nie jest to z pewnością łatwa
kwestia do rozwiązania, biorąc pod uwagę nowego gościa w ich domu. Mała Suzu
sprawia wrażenie nieśmiałej i grzecznej, lecz w środku chowa sekrety, które
zdradzi dopiero wtedy, gdy w pełni zaufa swoim siostrom.
„Nasza młodsza siostra” to obraz o wielkiej treści i skromnej formie. Fabuła przekazuje wiele, jednak wykonanie pozostaje proste i bardzo naturalne. Dzięki temu widz może obserwować piękne otoczenie, ale też zupełnie inną kulturę, która widoczna jest przecież na każdym kroku. To sprawia, że odbiór obrazu jest po prostu niezwykły. Reżyser zmaga się z relacjami rodzinnymi głównie z kobiecej perspektywy. Dodatkowo umożliwia zmierzenie się z podobną sytuacją, a także daje nadzieję, że nawet z kiepsko przedstawiającej się wizji da się dobrze wyjść, a to dzięki wzajemnej miłości i wsparciu. Jednomiarowa akcja filmu dodaje tylko dodatkowego uroku produkcji, co moim zdaniem dużą zaletą. Ten spokój i stonowanie, w połączeniu ze świetną obsadą aktorską i przyjemną melodią, tworzy dzieło Koreedy i umiejscawia je na wysokim poziomie. Tutaj nie chodzi o to, żeby doprowadzić do punktu kulminacyjnego. W „Naszej młodszej siostrze” trzeba po prostu poddać się czarowi tego dzieła i wciągnąć się w tę jakże magiczną historię życia codziennego.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz