niedziela, 27 marca 2016

Sanatorium pod klepsydrą (1973)

Reżyseria: Wojciech Has
Scenariusz: Wojciech Has
Produkcja: Polska
Gatunek: Surrealistyczny, Psychologiczny, Poetycki
Czas trwania: 119 minut

Obsada:
Jan Nowicki: Józef
Halina Kowalska: Adela
Gustaw Holoubek: Dr Gotard



Granica pomiędzy zrozumieniem filmu, a jego błędną oceną jest bardzo cienka. Kiedy tak naprawdę mamy pewność, że interpretujemy dany obraz poprawnie? Mam wrażenie, że takiej pewności nigdy nie będzie. Kiedy scenariusz narzuca widzowi konkretny odbiór, wtedy sprawa jest prostsza. Jednak takie obrazy można policzyć niemal na palcach jednej ręki. W zdecydowanej większości to, jak rozumiemy daną produkcję, zależy tylko i wyłącznie od nas. W momencie kiedy twórcy stawiają przed widzem film nader skomplikowany, sprawa znacznie się utrudnia, szczególnie w ocenie.



Józef odwiedza sanatorium, w którym znajduje się jego ojciec. Jak się okazuje mężczyzna nie żyje już od jakiegoś czasu, jednak tajemnicza moc sanatorium nie pozwala tego faktu tak zwyczajnie przyjąć. Józef wyrusza w pełną przygód podróż, podczas której jego ojciec wciąż żyje, a czas płynie zupełnie inaczej. To tutaj Józef na nowo przeżywa urywki swojej przeszłości, jednocześnie szukając odpowiedzi na nurtujące go pytania, dotyczącego jego samego i życia, którego nie jest w stanie zrozumieć.


Mimo że twórczość Wojciecha Hasa nadal poznaję, to wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla jego wielkiej pracy reżyserskiej. „Sanatorium pod klepsydrą” zaskakuje każdą sceną, bez wyjątku. Ten surrealistyczny charakter dzieła da się poznać od razu, gdyż na tym głównie opiera się cała fabuła. Tutaj sen i jawa są ze sobą mocno wymieszane w taki sposób, że widz często popada w uczucie zagubienia i dezorientacji. Podczas seansu naprawdę wszystko jest możliwe. I w tym miejscu warto zatrzymać się nad wspaniałymi zdjęciami Witolda Sobocińskiego, niesamowitą scenografią i dogranym niemal każdym detalem. Dodatkowo ścieżka dźwiękowa nadaje tej produkcji niezwykłego klimatu, który po prostu tworzy ten film. Od strony technicznej obraz Hasa wypada wręcz rewelacyjnie, a jego dodatkowym atutem jest wybitna gra aktorska. Jana Nowickiego, jak i pozostałych aktorów, ogląda się z czystą przyjemnością, dającą również satysfakcję z tak wysokiego kunsztu polskich aktorów.


I powracam do najtrudniejszej części dzieła, czyli jego scenariusza. Po seansie pozostaję z poczuciem, że najprawdopodobniej nie zrozumiałam każdej sceny tego filmu. „Sanatorium pod klepsydrą” to film surrealistyczny, psychologiczny i poetycki w jednym. Ta mieszanka sprawia, że potrzeba naprawdę dużej ilości skupienia, aby prozę Bruno Schulza – na podstawie której powstał obraz – po prostu przyjąć. Bardzo nietypowa forma filmu wcale jego odbioru nie ułatwia. Mowa jest głównie o przemijaniu, szukaniu sensu życia i cofaniu się do lat, kiedy wszystko wydawało się być o wiele prostsze. Główny bohater poprzez różne sytuacje - a niektóre przechodzą wszelkie pojęcie – próbuje poznać siebie, jak i otaczający świat. Obserwujemy jego pierwszą miłość, przyjaźń z Rudolfem, a także kontakt z ojcem. Jednak cała ta rzeczywistość w końcu nabiera bardzo pesymistycznego ładunku. Oto świat Józefa zaczyna się rozpadać na kawałki.


Silnie oniryczny charakter dzieła wydaje się być momentami ciężki do przeskoczenia. Fabuła wielokrotnie mnie nużyła i nieco mi się dłużyła. I tutaj dochodzi do zderzenia świetnej strony technicznej dzieła ze scenariuszem, który nie do końca mi podszedł. Mam świadomość, że może to moje zdolności odbiorcze są nieco ograniczone i nie jestem w stanie w bardziej rozbudowany sposób interpretować tego obrazu. Z tego powodu dosyć trudno jest mi jednoznacznie wystawić ocenę produkcji Wojciecha Hasa. Myślę, że każdy prędzej czy później powinien się zmierzyć z „Sanatorium pod klepsydrą” i wyrobić własne zdanie na jej temat. Jest to z pewnością kino niełatwe, ale wciąż warte poznania.

Moja ocena: 7/10

5 komentarzy:

  1. Bardzo przyjemnie się czyta to co napisałaś i gdybym nie oglądał to pewnie bym się skusił. Ale... oglądałem. Wiedząc jak wielką renomę ma ten film robiłem wszystko, by obejrzeć go do końca, mimo iż myśli i uwaga uciekały mi na wszystkie możliwe strony. I poległem, nieczęsto mi się to zdarza, ale ten film mnie pokonał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Ależ ja podobnie... Z tą różnicą, że dotrwałam do końca, mając jednocześnie świadomość, że kilka scen mogło mi "umknąć".

      Usuń
    2. No, zdjęcia i scenografia są fantastyczne, dla nich warto się pomęczyć. Szkoda tylko, że nie przedstawiono tej historii w ciekawszy i bardziej przystępny sposób. To by było coś :)

      Usuń
  2. has to był geniusz. Odludek, trochę dziwak, ale w jego filmach był ogrom magii. Bardziej cenię sobie jeszcze "Rękopis" bo jednak sądzę, że jego ekranizacja Schulza wyszła poza samego Schulza, ale nie zmienia to faktu, że wizualnie to przepiękne kino.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Rękopis" również mi się bardziej podobał. :)

      Usuń