Scenariusz: Matt Charman, Ethan Coen, Joel Coen
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat, Thriller
Czas trwania: 141 minut
Obsada:
Tom Hanks: James Donovan
Mark Rylance: Rudolf Abel
Scott Shepherd: Hoffman
Amy Ryan: Mary Donovan
Steven Spielberg to wielki twórca
i tego zakwestionować się nie da. Jednak mam wrażenie, że czasy swojej
świetności reżyser ma już za sobą, gdyż jak łatwo da się zauważyć jego
najwybitniejsze dzieła powstały w ubiegłym stuleciu. Spielberg z chęcią porusza
tematy trudne, czym przede wszystkim jest wojna i wszystko, co z nią związane. Również
w swojej najnowszej produkcji „Most szpiegów” nie stroni od zimnowojennego
konfliktu, który stanowi główne tło dla rozgrywających się wydarzeń. Czy mamy
do czynienia z kolejnym znośnym dziełem, czy też reżyser tym razem mocno zaskoczy
swoich widzów?
James Donovan jest cenionym
prawnikiem, który zajmuje się na co dzień prawem cywilnym. Od swoich
przełożonych otrzymuje jednak niezwykłe zlecenie – ma bronić w sądzie sowieckiego szpiega, aby utrzymać
pozory jego uczciwego procesu. Mężczyzna podejmuje się tego zadania, a poznając
swojego klienta coraz bardziej umacnia się w przekonaniu, że obrona należy mu
się taka, jak każdemu innemu człowiekowi. W tym samym czasie na terenie ZSRR
sądzony jest amerykański pilot, pochwycony przez Sowietów podczas tajnej
misji.
Most szpiegów to inaczej most
Glienicke, na którym w trakcie zimnej wojny dochodziło do wymian jeńców
pomiędzy ZSRR a USA. Właśnie historię pierwszej takiej wymiany w 1962 roku
ukazuje w swoim dziele Spielberg. I muszę przyznać, że przedstawione przez
niego zdarzenia prezentują się realistycznie. Jak wiadomo Amerykanie różnie
przedstawiają losy swojego kraju, a w tym także zbyt napuszonej roli swojego
rządu i służb specjalnych. Jednak tym razem poczułam się mile zaskoczona, gdy
takiego przesadnego poglądu po prostu nie dostrzegłam. Przez to seans wydaje
się być tym bardziej bliski wydarzeniom, choć akcja rozgrywa się głównie po
amerykańskiej stronie. Na samo postrzeganie zimnej wojny dodatkowo wpływają zaciemnione, ponure obrazy oraz pora roku. Przede wszystkim tak właśnie został
przedstawiony Berlin. Na szczególną uwagę zasługuje świetna praca Janusza
Kamińskiego, którego zdjęcia ponownie zachwycają. W połączeniu z naprawdę dobrą
muzyką Thomasa Newmana tworzy to dosyć niepowtarzalny klimat dzieła.
Mocną stroną filmu jest z
pewnością scenariusz, w którym znaczny wkład miał niezastąpiony duet braci
Coen. Ich nadzwyczajny humor został wpleciony w dialogi i tym samym odejmuje
nieco nadmiernej powagi obrazu. Na sam przód wybija się postać Jamesa Donovana,
zagrana przez rewelacyjnego Toma Hanksa. Choć i tak według mnie rolę swojego
życia aktor zagrał w „Kapitanie Phillipsie” („Forrest Gump” to wiadomo), to i
tutaj mamy do czynienia ze sporym popisem jego talentu aktorskiego. Mark
Rylance jako sowiecki agent Rudolf Abel tworzy obraz niezwykle sympatycznego
mężczyzny, który w początkowych scenach pokazał się przecież także od drugiej
strony, udowadniając, że potrafi zmylić wyglądem. Jego stoicki spokój i
powtarzana kwestia „Czy to pomoże?” wprowadzają komizm i jednocześnie trochę
niepokoju, który przy okazji thrillera szpiegowskiego jest jak najbardziej
pożądany.
„Most szpiegów” jak na pozostałe
produkcje Spielberga jest dziełem dosyć typowym dla swojego twórcy, jednak nie
brak w nim smaczków, które sprawiają, że seans ogląda się z przyjemnością.
Aktorsko i technicznie obraz wypada jak najbardziej w porządku, czego
dopełnieniem jest dobrze napisany scenariusz. Mnie osobiście historia zapadła w
pamięci, dając pod koniec seansu poczucie, że jest to porządny kawałek kina.
Mimo że więcej tutaj elementów prawniczo-sądowych niż tak naprawdę
szpiegowskich, to nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze dzieła.
Moja ocena: 7+/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz