piątek, 25 grudnia 2015

Most szpiegów (Bridge of Spies, 2015)

Reżyseria: Steven Spielberg
Scenariusz: Matt Charman, Ethan Coen, Joel Coen
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat, Thriller
Czas trwania: 141 minut

Obsada:
Tom Hanks: James Donovan
Mark Rylance: Rudolf Abel
Scott Shepherd: Hoffman
Amy Ryan: Mary Donovan


Steven Spielberg to wielki twórca i tego zakwestionować się nie da. Jednak mam wrażenie, że czasy swojej świetności reżyser ma już za sobą, gdyż jak łatwo da się zauważyć jego najwybitniejsze dzieła powstały w ubiegłym stuleciu. Spielberg z chęcią porusza tematy trudne, czym przede wszystkim jest wojna i wszystko, co z nią związane. Również w swojej najnowszej produkcji „Most szpiegów” nie stroni od zimnowojennego konfliktu, który stanowi główne tło dla rozgrywających się wydarzeń. Czy mamy do czynienia z kolejnym znośnym dziełem, czy też reżyser tym razem mocno zaskoczy swoich widzów?


James Donovan jest cenionym prawnikiem, który zajmuje się na co dzień prawem cywilnym. Od swoich przełożonych otrzymuje jednak niezwykłe zlecenie – ma bronić  w sądzie sowieckiego szpiega, aby utrzymać pozory jego uczciwego procesu. Mężczyzna podejmuje się tego zadania, a poznając swojego klienta coraz bardziej umacnia się w przekonaniu, że obrona należy mu się taka, jak każdemu innemu człowiekowi. W tym samym czasie na terenie ZSRR sądzony jest amerykański pilot, pochwycony przez Sowietów podczas tajnej misji.


Most szpiegów to inaczej most Glienicke, na którym w trakcie zimnej wojny dochodziło do wymian jeńców pomiędzy ZSRR a USA. Właśnie historię pierwszej takiej wymiany w 1962 roku ukazuje w swoim dziele Spielberg. I muszę przyznać, że przedstawione przez niego zdarzenia prezentują się realistycznie. Jak wiadomo Amerykanie różnie przedstawiają losy swojego kraju, a w tym także zbyt napuszonej roli swojego rządu i służb specjalnych. Jednak tym razem poczułam się mile zaskoczona, gdy takiego przesadnego poglądu po prostu nie dostrzegłam. Przez to seans wydaje się być tym bardziej bliski wydarzeniom, choć akcja rozgrywa się głównie po amerykańskiej stronie. Na samo postrzeganie zimnej wojny dodatkowo wpływają zaciemnione, ponure obrazy oraz pora roku. Przede wszystkim tak właśnie został przedstawiony Berlin. Na szczególną uwagę zasługuje świetna praca Janusza Kamińskiego, którego zdjęcia ponownie zachwycają. W połączeniu z naprawdę dobrą muzyką Thomasa Newmana tworzy to dosyć niepowtarzalny klimat dzieła.


Mocną stroną filmu jest z pewnością scenariusz, w którym znaczny wkład miał niezastąpiony duet braci Coen. Ich nadzwyczajny humor został wpleciony w dialogi i tym samym odejmuje nieco nadmiernej powagi obrazu. Na sam przód wybija się postać Jamesa Donovana, zagrana przez rewelacyjnego Toma Hanksa. Choć i tak według mnie rolę swojego życia aktor zagrał w „Kapitanie Phillipsie” („Forrest Gump” to wiadomo), to i tutaj mamy do czynienia ze sporym popisem jego talentu aktorskiego. Mark Rylance jako sowiecki agent Rudolf Abel tworzy obraz niezwykle sympatycznego mężczyzny, który w początkowych scenach pokazał się przecież także od drugiej strony, udowadniając, że potrafi zmylić wyglądem. Jego stoicki spokój i powtarzana kwestia „Czy to pomoże?” wprowadzają komizm i jednocześnie trochę niepokoju, który przy okazji thrillera szpiegowskiego jest jak najbardziej pożądany.



„Most szpiegów” jak na pozostałe produkcje Spielberga jest dziełem dosyć typowym dla swojego twórcy, jednak nie brak w nim smaczków, które sprawiają, że seans ogląda się z przyjemnością. Aktorsko i technicznie obraz wypada jak najbardziej w porządku, czego dopełnieniem jest dobrze napisany scenariusz. Mnie osobiście historia zapadła w pamięci, dając pod koniec seansu poczucie, że jest to porządny kawałek kina. Mimo że więcej tutaj elementów prawniczo-sądowych niż tak naprawdę szpiegowskich, to nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze dzieła.

Moja ocena: 7+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz