poniedziałek, 2 września 2013

Tramwaj zwany pożądaniem (A Streetcar Named Desire, 1951)

Reżyseria: Elia Kazan
Scenariusz: Oscar Saul, Tennessee Williams
Produkcja: USA
Gatunek: Melodramat
Czas trwania: 122 minuty

Obsada:
Marlon Brando: Stanley Kowalski
Vivien Leigh: Blanche DuBois
Kim Hunter: Stella Kowalski
Karl Malden: Mitch


„Tramwaj zwany pożądaniem” to niezwykle ciekawa propozycja. Od razu rzuca się w oczy znakomite aktorstwo, będące jedną z największych zalet filmu. Nazwisko Marlona Brando i Vivien Leigh ukazane ogromną czcionką w pierwszych minutach seansu dają dość niesamowity efekt. Widz z niecierpliwością czeka na los ekranowych bohaterów granych przez dwójkę sławnych aktorów. Pełen tajemniczości, z nutką erotyzmu tytuł zdecydowanie kusi. A całość dopełnia jeden z najlepszych reżyserów – Elia Kazan. Po takich zachętach produkcja wydaje się być co najmniej świetna.

Blanche DuBois traci bezpowrotnie rodzinną nieruchomość z powodu niepłacenia podatków. Zrozpaczona przyjeżdża do Nowego Orleanu i zatrzymuje się u swojej siostry Stelli i jej męża Stanleya Kowalskiego. Mieszkanie jest zaniedbanie i ciasne, a Blanche postanawia zostać na dłużej. W dodatku okazuje się, że Stella jest w ciąży i także przez to Stanley żąda wyprowadzki siostry swojej żony. Stanley jest pewien, że Blanche coś ukrywa i ku niezadowoleniu Stelli próbuje odkryć jej tajemnicę. Zastraszona przez pełnego temperamentu mężczyznę, dziewczyna popada w coraz większą psychozę. Drogo wyglądające stroje i elegancja są jedynie przykrywką dla roztrzęsionej emocjonalnie Blanche.

Kontrast pomiędzy Stanley’em Kowalskim a Blanche DuBois jest ogromny. Kobieta jest delikatna, wzruszająca i przesadnie teatralna. Natomiast postać grana przez Marlona Brando jest bardzo wybuchowa i brutalna. Różnią się praktycznie pod każdym względem. Stanley z jednej strony daje się nabrać na złudne oblicze Blanche, jednocześnie dąży do wyjaśnienia tajemnicy kobiety. Kiedy ostatnie nadzieje Blanche ulegają zniszczeniu popada w okropny stan. Płaci wysoką cenę za swoją przeszłość. Znaczną rolę w pogorszeniu jej stanu odgrywa Stanley, który pogardliwie jest nazywany przez Blanche „Polaczkiem”. Został przedstawiony jako prymitywny i spocony człowiek, który łatwo wybucha gniewem. Jego niezbyt przyjemny obraz mimo wszystko jest przesiąknięty magnetyzmem i prostą seksualnością. Wiecznie przepocona koszulka Stanley’a przylegająca do jego rozbudowanych mięśni to zapewne jeden z kilku powodów, dla których Stella wybacza mu każde zachowanie. Nawet takie, gdzie jest poniżana i traktowana jak uległa żona. Blanche natomiast bierze przy każdej nadarzającej się okazji relaksującą i odprężającą gorącą kąpiel, która ma jej pomóc opanować nerwy. Jej postać jest poetycka i eteryczna. Sposób grania Vivien Leigh wydaje mi się jednak trochę zbyt teatralny, co niestety momentami wygląda sztucznie.

Cztery lata przed premierą filmu Vivien Leigh grała Blanche na broadwayowskim spektaklu reżyserowanym również przez Elię Kazana. Aktorka występowała także w londyńskiej wersji teatralnej na West Endzie, a z kolei reżyserem tego przedstawienia był jej własny mąż sir Lawrence Olivier. Doświadczenie zdobyte na deskach najlepszych teatrów i talent Vivien zdecydowały o zdobyciu za rolę Blanche Oscara. Statuetką poszczycić mogli się również aktorzy drugoplanowi – Karl Malden i Kim Hunter. Do nagrody Akademii Filmowej nominowany był Marlon Brando, lecz ostatecznie przegrał z Humphrey’em Bogartem, nominowanym za rolę w „Afrykańskiej królowej”. Rola Brando jest niezapomniana, pomimo że nie została należycie doceniona to przyniosła aktorowi ogromną popularność.

Według mnie najbardziej fascynująca jest przemiana emocjonalna Blanche oraz jej relacje ze Stanley’em. Poza tym fabuła jest nieco skromna i nie oferuje zbyt wiele. Moje osobiste odczucie mówi mi, że ta produkcja jest praktycznie o niczym. „A streetcar named desire” pozostawia po sobie sprzeczne uczucia. Wszystko wydaje się być dobrze skomponowane i dograne, lecz ostatecznie czegoś brakuje. Produkcja niekiedy sprawia wrażenie nudnej i na niezbyt wysokim poziomie, po to, by za chwilę na ekranie pojawił się duet Leigh-Brando, wprowadził zamieszanie, brutalność oraz kłótnie i przy tym przyćmił pozostałych aktorów swoim niepowtarzalnym talentem.

Moja ocena: 6+/10

1 komentarz:

  1. To jeden z tych filmów, które od dawna bardzo chcę obejrzeć i nigdy nie mogę. Zawsze jak słyszę o tym tytule, to wyobrażam sobie twarze Leigh i Brando i chciałbym ich zobaczyć razem na ekranie. Pozycja dla mnie obowiązkowa.

    OdpowiedzUsuń