poniedziałek, 3 czerwca 2013

Od zmierzchu do świtu (From Dusk Till Dawn, 1996)

Reżyseria: Robert Rodriguez
Scenariusz: Quentin Tarantino
Produkcja: USA
Gatunek: Horror, Akcja
Czas trwania: 108 minut

Obsada:
George Clooney: Seth Gecko
Quentin Tarantino: Richard Gecko
Harvey Keitel: Jacob Fuller
Juliette Lewis: Kate Fuller
Salma Hayek: Santanico Pandemonium


Robert Rodriguez jest znany z filmu „Desperado” z 1995 r., natomiast Quentin Tarantino zasłynął z kultowego „Pulp Fiction” z 1994 r. W 1995 r. obaj wzięli udział w filmie „Cztery pokoje”, a rok później postanowili stworzyć „Od zmierzchu do świtu”. Rodriguez zajął się reżyserią, a Tarantino napisał scenariusz i wystąpił w jednej z głównych ról. A zaczęło się dość niewinnie – od scen typowych dla filmu gangsterskiego, które mieliśmy okazję podziwiać już w np. „Wściekłych psach”. Później nadszedł trochę nudnawy moment, czyli ucieczka za granicę. Jednak Rodriguez i Tarantino nie pozwolili nam się zanudzić, tworząc obraz całkowicie wyimaginowany i zmyślony. Krwiożercze wampiry? Dlaczego?!


Seth i Richard Gecko dokonują napadu i uciekają przed policyjnym pościgiem. Kierują się w stronę Meksyku, gdzie zamierzają spotkać się z tajemniczym Carlosem, który zapewni im schronienie oraz pieniądze. Ich podstawowym celem staje się przekroczenie granicy. Porywają więc pastora Jacoba Fullera wraz z jego dwójką dzieci, podróżujących wozem kempingowym. Plan się udaje i będąc już w Meksyku muszą przeczekać do świtu w zajeździe „Titty Twister”. Bar zawiera dużo alkoholu i półnagich kobiet, ale jak się okazuje kryje w sobie także ogromną tajemnicę. Kto wchodząc do „Titty Twister” pomyślałby, że jest to jedno wielkie siedlisko wampirów?

W „From Dusk Till Dawn” ciężko doszukać się większego sensu czy jakiegoś ukrytego przesłania. Oglądając go, doszłam do wniosku, że film praktycznie nie posiada fabuły. Napad dokonany przez braci Gecko nie został ukazany, o jego skutkach dowiadujemy się jedynie z programu informacyjnego nadawanego w telewizji. Wydaje się, że sensem produkcji będzie więc ucieczka za granicę i ułożenie sobie przez braci życia od nowa. Richard dokonując kolejnych brutalnych morderstw zmniejsza ich szanse na „normalne” życie. A każde z nich jest niepotrzebne, gdyż ofiary współpracują. Jednak Richard Gecko nie panuje nad swoją wyobraźnią, a także jest nerwowy i niecierpliwy. Kiedy bohaterowie przekraczają granicę baru, widz przeczuwa, że będzie się działo. I dzieje się, jednak w sposób, który przechodzi ludzkie pojęcie. Jeżeli narzekaliście na serię „Zmierzchu” z Edwardem, Bellą i Jacobem na czele, tutaj jest gorzej. Sieczka, rzeź – ciężko to określić. Krew leje się obficie, a kończyny wampirów lub ludzi walają się po całym „Titty Twister”. A to tylko niewielka część z tego co się tam dzieje. Uwielbiam styl Tarantino, a „Kill Bill” mnie zachwyca. Jednak większość scen w barze budzi u mnie odruch wymiotny. Akcja w „Titty Twister” zapaliła lampkę ostrzegawczą: jaki jest sens tego filmu?! Na to pytanie niestety nie do końca udało mi się odpowiedzieć.

Bracia Gecko to dwie, całkiem różne osobowości. Richard jest szalony i nerwowy, natomiast Seth wydaje się być opanowany i pewny siebie. Dokładne przedstawienie obu tych postaci następuje w pierwszej części filmu, której towarzyszy świetny humor. Tutaj naprawdę widać prawdziwy kunszt Tarantino. Nic dziwnego, że początek filmu czaruje i daje nadzieję na naprawdę dobre kino. Podziwiamy efektowną strzelaninę, niezwykłe dialogi i zamordowanie zakładniczki przez Richarda. W całym filmie obecne są naiwne i zmyślone sceny. Richard Gecko, mając silnie krwawiącą przestrzeloną dłoń, zakleją ranę taśmą izolacyjną. W barze – podczas walk z wampirami – ktoś nabija cztery wampirzyce na nogi drewnianego(!) stołu. Jeden z walczących wyrywa wampirowi serce z piersi dłonią, a Seth z młotu pneumatycznego konstruuje urządzenie służące do rozpruwania krwiożerczych istot. Pojawia się także dość obszerny wątek religijny, zaczynając od tracącego wiarę pastora do pokonywana wampirów prymitywnie stworzonym krzyżem i naprędce poświęconą wodą.
Największą zaletą/wadą filmu są jego zaskakujące zwroty akcji. „From Dusk Till Dawn” choćby miało opinię nieudanej produkcji, potrafi niespodziewanie zmienić obrót „fabuły”. Śmiało mogę powiedzieć, że nie przepadam za stylem Rodrigueza. Często porównuje się obu reżyserów, z jakim skutkiem, nie mnie to oceniać. Jednak ta współpraca, która zaowocowała filmem „Od zmierzchu do świtu” ma wiele do życzenia. I to utwierdza mnie w przekonaniu, że obaj twórcy powinni jednak pracować osobno, mimo że tych niecałych 108 minut seansu wcale nie uważam za czas całkowicie zmarnowany.
Moja ocena: 4+/10

1 komentarz:

  1. W mojej opinii to jest zwykła zabawa kinem obu twórców :) Nie zastanawiałbym się zbytnio nad logiką i sensem niektórych wydarzeń. Film oglądałem dosyć dawno, ale podobał mi się. I ta Salma Hayek - ach :)

    OdpowiedzUsuń