Scenariusz: Malik Bendjelloul
Produkcja: Szwecja, Wielka Brytania
Gatunek: Biograficzny, Dokumentalny, Muzyczny
Czas trwania: 85 minut
Obsada:
Stephen "Sugar" Segerman: (on sam)
Craig Bartholomew-Strydrom: (on sam)
Rodriguez: (on sam)
Ciężko zliczyć ile niespodzianek
może przynieść życie. Od tych najbardziej błahych, po całkowicie przełomowe.
„Sugar Man” to niesamowita historia o niezwykłym człowieku. Nazwisko Sixto
Rodrigueza jest z pewnością większości osobom nieznane, jednak ta osoba
zapisała się w pamięci tysięcy ludzi. A w dodatku swoimi piosenkami podbiła ich
serca. Najnowsza produkcja szwedzkiego reżysera Malika Bendjelloula wprowadza
nową jakość w gatunek filmu dokumentalnego, a także rozświetla niezwykle
tajemniczą karierę piosenkarza.
Sixto Rodriguez mieszka w Detroit i tam nagrywa swoją pierwszą płytę. Jednak sprzedaje się zaskakująco niewiele egzemplarzy, a wkrótce piosenkarz znika. Żywe są wciąż opowieści o jego zaskakującym samobójstwie na scenie, dlatego 2 ludzi postanawia dowiedzieć się o Rodriguezie jak najwięcej. Niedoceniony w Stanach Zjednoczonych, w RPA zdobył rzesze fanów. Dokument w niepowtarzalny sposób opowiada historię tego zagadkowego mężczyzny.
Aż trudno uwierzyć, że film
ukazuje fakty. Dowodzi to tylko temu, że najlepsze scenariusze
często pisze życie. Niewiarygodne wydaje się jaką drogę musiał przejść
piosenkarz, nieświadomy swojego wielkiego sukcesu w RPA. Wróżono mu świetlistą
przyszłość, karierę większą od Boba Dylana. Tymczasem jego tajemnicze
zniknięcie tylko potwierdziło, że o tym wspaniałym artyście nie wiadomo nic. Sam
Rodriguez wydaje się być osobą zupełnie nie z naszej epoki – spokojny i pewny
na scenie, szczęśliwy z każdej możliwości zaśpiewania dla ludzi, niedbający o
pieniądze. Spore znaczenie miało jego pochodzenie, a także należenie do klasy
robotniczej. Przez to piosenkarz patrzy zupełnie inaczej na świat niż pozostali
artyści. Jego optymistyczny stosunek do życia automatycznie wywołuje uśmiech na
twarzy. Szczególnie gdy mamy do czynienia z jego niezwykłą muzyką. Dźwięki
świetnie skomponowane z obrazem przenoszą nas w rzeczywistość ukazaną na filmie.
A muzyka Rodrigueza podbiła także
moje serce. Tym więcej cieszę się, że obejrzałam ten dokument. Jestem pod
wrażeniem pracy reżysera oraz całego zespołu filmowego, gdyż „Sugar Man” został
zrealizowany na bardzo wysokim poziomie. Aż dech w piersiach zapierają cudowne
widoki krajobrazu, które poznajemy wraz z kolejnymi piosenkami mężczyzny. W RPA
jego muzyka stała się symbolem walki z apartheidem oraz synonimem wolności.
Tłumy fanów wykupują płyty niepowtarzalnego Rodrigueza, o którym wiedzą tyle,
ile przedstawia ich okładka. Z tego powodu poszukiwania artysty podejmuje się
dwóch ludzi, którzy analizują na wszelkie sposób teksty jego piosenek. Szukają
w nich wskazówek, mogących rozjaśnić przyczyny i okoliczności jego śmierci. Pełne
napięcia sceny tylko podkreślają jak wciągający jest ten film.
„Sugar Man” to swoistego rodzaju manifest. O tym czym tak naprawdę są marzenia i wolność. Reżyser przedkłada widzowi jasne przesłanie, aby nigdy nie porzucać nadziei i wierzyć, że kiedyś nam się uda. Choć jedną z największych tragedii artysty jest niewiedza na temat własnego sukcesu, to i na to reżyser znajduje wspaniałe wyjście. Zakończenie jest jednym z najbardziej poruszających fragmentów filmu. Zdecydowanie warto poznać niezwykłą historię człowieka, którego pokochały rzesze fanów. „Sugar Man” podkreśla rolę muzyki oraz siły charakteru, dlatego też pozostaje na długo w pamięci. To też niepowtarzalna okazja poznania dyskografii wielkiego Rodrigueza.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz