sobota, 2 marca 2013

Świadek oskarżenia (Witness for the Prosecution, 1957)

Reżyseria: Billy Wilder
Scenariusz: Larry Marcus, Billy Wilder, Harry Kurnitz
Produkcja: USA
Gatunek: Kryminał, Dramat sądowy
Czas trwania: 116 minut

Obsada:
Tyrone Power: Leonard Vole
Marlene Dietrich: Christine Vole
Charles Laughton: Sir Wilfrid Robarts
Elsa Lanchester: Panna Plimsoll

Nadszedł czas na „Świadka oskarżenia” ze sławną Marleną Dietrich. Również nazwisko reżysera – Billy’ego Wildera – nieraz obiło mi się o uszy. Dramat sądowy to gatunek nie dla każdego, gdyż niektóre osoby "sprawy sądowe" omijają szerokim łukiem. W wielu filmach rozprawy są zbyt długie i nużące, a także trzeba szczególnie wytężyć wszystkie zmysły, aby nie pogubić się w pogmatwanej sprawie. Jak dla mnie „To Kill a Mockingbird” pomimo świetnego aktorstwa, tematyki i fabuły, niestety trochę nudziło. Zbyt nużące. Natomiast „Świadka oskarżenia” oglądałam z największą przyjemnością. Znakomici Charles Laughton, Marlene Dietrich oraz epizodycznie pojawiająca się Una O'Connor sprawili, że na zawsze już zapamiętam tę rozprawę sądową.


Sir Wilfrid Robarts jest znanym adwokatem. Poświęcił się swojej pracy całkowicie, czego skutkiem jest niedawny zawał serca. Powoli wracający do zdrowia sir Wilfrid wraca do domu, gdzie opiekę sprawuje nad nim zbyt opiekuńcza pielęgniarka. Od teraz koniec ze stresem, pośpiechem i cygarami – trzeba zacząć dbać o zdrowie. Mimo to wkrótce adwokat podejmuje się obrony oskarżonego o morderstwo Leonarda Vole, którego motywem mogło być odziedziczenie po zamordowanej wdowie majątku. Całość nie wygląda dla niego najlepiej, ale wstawia się za nim jego żona – Christine Vole. Jednak sir Wilfrid kieruje swoje podejrzenia także w kierunku tajemniczej kobiety, która ewidentnie coś ukrywa…
To czym „Witness for the Prosecution” może się szczególnie poszczycić to znakomita obsada. O ile Tyrone Power niczym mnie nie zachwycił, tak Charles Laughton i Marlene Dietrich triumfują. Choć momentami (zwłaszcza końcówka) Dietrich wydawała mi się zbyt sztuczna i teatralna. Ale to tylko takie niewielkie odczucie co do niej. Natomiast Laughton świetnie przedstawił swoją postać. Na myśl od razu przychodzi mi Richard Gere z „Chicago”. Całkiem odmienne wizje wyobrażenia rozprawy sądowej. Laughton autentycznie broni, przytacza kolejne kontrowersyjne argumenty, ukazuje materiał dowodowy, kombinuje i wykazuje cały swój geniusz. A Gere korzysta ze swojej sławy oraz robi niemałe przedstawienie w sądzie, wynikające zapewne z jego przesadnej pewności siebie i uwielbienia własnej osoby. Dwa różne światy. Proces Leonarda Vole’a dostarcza wszelkich emocji oraz trzyma w napięciu. Z początku wszystko wydaje się proste. A może jednak było inaczej? Co jeśli to nie on dokonał morderstwa? Wszystkie te przypuszczenia to zdecydowanie za mało, aby domyślić się prawdziwego zakończenia filmu. Rozstrzygnięcie sprawy jest niezwykłym popisem, któremu mam niestety trochę do zarzucenia. Jednak nie ma wątpliwości, że końcówka produkcji wieńczy wspaniałe dzieło Billy’ego Wildera. Do tego stopnia jest ważna, że  brytyjskiej rodzinie królewskiej wyświetlono przedpremierową projekcję tylko pod warunkiem, że nikomu nie zdradzą zakończenia.
Film powstał na podstawie książki Agathy Christie o tym samym tytule. Wciągający dramat sądowy z dodatkiem tajemniczego kryminału to doskonała mieszanka. Mimo niewielu uchybień, film nie jest arcydziełem. Bez rewelacji, ale jednak wciąga. Dlatego spokojnie polecam go nawet tym mniej przekonanym do dramatu sądowego. W życiu trzeba zapoznać się z każdym gatunkiem filmu!
Moja ocena: 8+/10

3 komentarze:

  1. Dramat sądowy to dla mnie jeden z najciekawszych filmowych gatunków, a Świadek oskarżenia zdecydowanie jest jednym z jego najlepszych przedstawicieli. Znakomicie zagrany (Charles Laughton!!!!!) i jeszcze lepiej zakończony - w tym wypadku nie mam do niego zastrzeżeń, w przeciwieństwie do Ciebie :P

    Zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie jakie zastrzeżenia? Zakończenie jest boskie i na prawdę nieprzewidywalne. No i Dietrich - jak ja kocham te jej zimność :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Owszem, zakończenie jest naprawdę dobre, ale zbyt sztuczne momentami. Poza tym Tyrone Power psuje cały efekt, bo według mnie nie do końca poradził sobie ze swoją rolą. Co nie zmienia faktu, że całość filmu jest świetna. :)

    OdpowiedzUsuń